"W naszym stuleciu wrócili męczennicy. A są to często męczennicy nieznani, jak gdyby nieznani żołnierze wielkiej sprawy Bożej. Jeśli to możliwe, ich świadectwa nie powinny zostać zapomniane w Kościele". Ta prośba św. Jana Pawła II, wyrażona w liście apostolskim "Tertio millenio adveniente", zostanie dzisiaj spełniona za sprawą historii bł. Alfonsa Marii Mazurka.
"W naszym stuleciu wrócili męczennicy. A są to często męczennicy nieznani, jak gdyby nieznani żołnierze wielkiej sprawy Bożej. Jeśli to możliwe, ich świadectwa nie powinny zostać zapomniane w Kościele". Ta prośba św. Jana Pawła II, wyrażona w liście apostolskim "Tertio millenio adveniente", zostanie dzisiaj spełniona za sprawą historii bł. Alfonsa Marii Mazurka. Właściwe to Józefa Mazurka, bo takie imię otrzymał na chrzcie i takim posługiwał się, aż do roku 1908, gdy w wieku 17 lat wstąpił do nowicjatu karmelitów bosych w Czernej. To wtedy właśnie przyjął imię Alfons Maria od Ducha Świętego i pod takim znany był współbraciom najpierw jako zwykły zakonnik, po przyjęciu święceń kapłańskich w roku 1916 jako ojciec, a od roku 1930 przełożony klasztoru. Mieszkańcy oddalonych o 50 km Wadowic znali go także jako profesora i rektora seminarium karmelickiego w Wadowicach. Natomiast ludność okolic Czernej, Krzeszowic, Nowojowej Góry zapamiętała go jako świetnego organizatora, który nie bał się wprowadzania nowoczesnych urządzeń technicznych. Na przyległym do klasztoru w Czernej wzgórzu urządził tarasowy ogród warzywny, zbudował elektrownię wodną na rzece Eliaszówce, zaopatrzył klasztor w bieżącą wodę oraz wybudował w roku 1944 kaplicę św. Jana Chrzciciela, której poświęcenie dokonało się 25 czerwca tegoż roku. Wspominam tę datę nieprzypadkowo, bo ona zapadła w pamięć także hitlerowcom. Tak samo jak i postawa przeora, bł. Alfonsa Marii Mazurka. A była to z ich perspektywy postawa niezrozumiała – traktować wojnę jako fakt przejściowy i niezmiennie robić swoje : głosić konferencje, sprawować liturgię, spowiadać, prowadzić chór, a przede wszystkim przyjmować do klasztoru nowicjuszy. Gdy więc sytuacja na froncie uległa zmianie, gdy trzeba było zacząć budować umocnienia do obrony przed Armią Czerwoną, zakonnicy z Czernej, z przeorem na czele, nieprzypadkowo zostali wezwani do robót ziemnych. Stawili się na punkcie zbornym o czasie, tyle tylko, że w pewnej chwili przeor został odłączony od ich grupy i poproszony, by wsiadł do eskortującego wszystkich robotników przymusowych samochodu. Samochód, jak się państwo domyślacie, odjechał w pewnym momencie w głąb pobliskiego lasu. Jeszcze tego samego dnia karmelitom z Czernej dane było jednak spotkać swojego przełożonego. Jego zmaltretowane ciało pewna furmanka wiozła na cmentarz do Rudawy, bo zdaniem Niemców już nie żył. Żył jednak na tyle długo, że przyjął jeszcze rozgrzeszenie z rąk jednego ze swoich współbraci. Rany na ciele bł. Alfonsa Marii Mazurka wskazywały, że oddano do niego – jak do tarczy – kilkanaście strzałów. Czy wiecie państwo, kiedy te wydarzenia miały miejsce? 28 sierpnia 1944 roku. Lecz pogrzeb dzisiejszego patrona nie odbył się zgodnie z wolą żołnierzy w Rudawie, tylko na cmentarzu zakonnym w Czernej. Nie przeszedł także bez echa, bo zachował się list szefa policji niemieckiej w Generalnym Gubernatorstwie do gubernatora Hansa Franka, w którym tłumaczy zastrzelenie bł. Alfonsa Marii Mazurka ucieczką zakonnika po tym, jak próbował podburzać miejscową ludność zajętą kopaniem okopów.