Dzisiaj prawdopodobnie przez wszystkie przypadki odmieniane będzie w Kościele imię Jacek i nic w tym dziwnego, skoro kalendarz liturgiczny wspomina dzisiaj Jacka Odrowąża, Lux ex Silesia, Światło ze Śląska, jednego z najbardziej rozpoznawalnych polskich świętych poza granicami naszego kraju. Ja jednak chciałbym państwa uwagę zwrócić na jeszcze inne imię, które z języka hebrajskiego znaczy „Bóg jest łaskawy”, a należało do pewnej właścicielki sklepu z Francji.
Dzisiaj prawdopodobnie przez wszystkie przypadki odmieniane będzie w Kościele imię Jacek i nic w tym dziwnego, skoro kalendarz liturgiczny wspomina dzisiaj Jacka Odrowąża, Lux ex Silesia, Światło ze Śląska, jednego z najbardziej rozpoznawalnych polskich świętych poza granicami naszego kraju. Ja jednak chciałbym państwa uwagę zwrócić na jeszcze inne imię, które z języka hebrajskiego znaczy „Bóg jest łaskawy”, a należało do pewnej właścicielki sklepu z Francji. Sklep odziedziczyła w spadku. Jej tato był kupcem z prawdziwego zdarzenia, a kiedy umarł, okazało się, że i jego małżonka ma smykałkę do interesów. Sama, z dwunastką dzieci, potrafiła nie tylko zająć się domem, ale i handlem. Nic więc dziwnego, że ich najmłodsza córka, gdy w roku 1692 sklep przypadł jej w udziale, postanowiła nie być ani trochę gorsza od rodziców. Pracowała równie ciężko jak oni, jednak interes nie kręcił się przez to wcale bardziej. I wtedy bohaterka naszej dzisiejszej historii zrobiła coś niebywałego – otóż otworzyła swój sklep w niedzielę, co w końcówce XVII wieku wcale nie było przyjęte. Dlaczego to zrobiła? Rzecz wzięła się z obserwacji i kalkulacji. Oto do pobliskiego sanktuarium Matki Bożej w każdą niedzielę szczególnie tłumnie przybywali pielgrzymi. Przybywali, modlili się, a kiedy chcieli kupić jakieś potrzebne im rzeczy, wtedy co? Zewsząd odsyłano ich z kwitkiem. Zewsząd tylko nie ze sklepu naszej patronki. Ona zawsze była na posterunku, zawsze miała to, czego było trzeba, a zyski z tego interesu poszybowały aż do nieba. Dosłownie. Oto bowiem kobieta, której imię brzmiało „Bóg jest łaskawy”, łamiąc trzecie przykazanie, nieświadomie otworzyła się na ową ukrytą w swoim imieniu Bożą łaskę. Jak to możliwe? Otóż nie wszyscy pątnicy, którzy przychodzili do jej sklepu okazali się bogaci. Coraz częściej dostrzegała pośród nich ubogich, chorych, samotnych, którzy w pielgrzymce do sanktuarium Matki Bożej widzieli jedyną pomoc i pociechę. Ten widok, zaczął w końcu dosłownie ją ranić, a owa rana okazała się błogosławiona. Dzięki niej bowiem, z serca naszej dzisiejszej patronki mogła wyciec cała miłość do zarabiania pieniędzy, a w jej miejsce pojawić się najpierw miłość do człowieka, a następnie do Boga. W wieku trzydziestu dwóch lat porzuca całkowicie działalność handlową i zakłada sierociniec dla ubogich dzieci. Coraz więcej się modli, zaczyna prowadzić życie sakramentalne. W końcu składa ślub ubóstwa przed swoim spowiednikiem i poświęca się całkowicie służbie najuboższym. Gdy wszystkiego się wyrzeka, wtedy nagle zostaje najbardziej obdarowana - Bóg obdarza ją łaską mistycznych przeżyć i objawień. Wokół niej pojawia się coraz więcej bratnich dusz. W ten sposób powstaje zgromadzenie sióstr św. Anny, które jako swój główny cel obierają służbę najuboższym. 26 lipca 1704 roku nasza niegdysiejsza sklepikarka składa publiczne śluby zakonne na ręce miejscowego biskupa. Umiera 32 lata później zmęczona pracą, jakiej się podjęła, ale i dumna z owoców tego dzieła. Kto taki? Św. Joanna Delanoue, której serce szukając najwyższego zysku otworzyło się na łaskę Boga.