Gdyby spróbować znaleźć jakiś obraz, który najkrócej i najprecyzyjniej opisałby dzisiejszego patrona, to byłaby to ruina opactwa. Popękane kamienne mury, zaniedbany ogród, zniszczone drzwi i okna. Wiatr hula po korytarzach, a w ciemne zakamarki dają schronienie szczurom.
Gdyby spróbować znaleźć jakiś obraz, który najkrócej i najprecyzyjniej opisałby dzisiejszego patrona, to byłaby to ruina opactwa. Popękane kamienne mury, zaniedbany ogród, zniszczone drzwi i okna. Wiatr hula po korytarzach, a w ciemne zakamarki dają schronienie szczurom. Tak, to jest obraz nędzy i rozpaczy, który towarzyszył rozpoczęciu samodzielnego życia zakonnego przez św. Etelwolda w połowie X wieku. Mówię samodzielnego, bo do tej pory ten potomek szlacheckiego rodu z Winchester, nie zaznał trudów mniszego życia. Najpierw miał szczęście służyć na dworze króla Anglii, a następnie trafił do świetnie funkcjonującego benedyktyńskiego klasztoru w Glastonbury, którego opatem został właśnie przyjaciel św. Etelwolda – Dunstan, późniejszy święty. Miał tam możliwość nie tylko doskonałej formacji duchowej, ale też studiowania gramatyki, matematyki, sztuki, systemu miar i historii. Tak wykształcony udał się do króla, by ten wysłał go na kontynent w celu dalszej nauki. Ale król zaskoczył kompletnie młodego zakonnika i wysłał na koniec świata, do zrujnowanego opactwa w Abingdon. Pamiętacie państwo – popękane mury, wiatr na korytarzach i współbraci tyle, co kot napłakał. Co w tej sytuacji robi św. Etelwold? To co bezbłędnie dostrzegł w nim władca - podwija rękawy i zabiera się do pracy. Bo jego prawdziwym orężem jest zapał. Muruje, gotuje, plewi w ogrodzie. Zupełnie, jakby jeden człowiek mógł odmienić świat. Zachowuje się tak absurdalnie, że pociąga w końcu swoim przykładem tę garstkę mnichów, którzy jeszcze nie opuścili opactwa w Abingdon. Z czasem praca fizyczna zaczyna płynnie przenikać się z duchową formacją, a duch benedyktyńskiej reguły – ora et labora, módl się i pracuj – udziela się całej wspólnocie, do której zaczynają zgłaszać się nowi współbracia. Gdy opactwo zaczyna na nowo tętnić życiem, król wzywa do siebie przełożonego tej wspólnoty i wyraża życzenie, by św. Dunstan wyświęcił go na biskupa. I tak w roku 963 św. Etelwold obejmuje diecezję Winchester z zadaniem zrobienia tam porządku podobnego do tego z Abingdon. Sprawa jest o tyle trudniejsza, że diecezja wcale nie jest opuszczona, a jej kapłani nie widzą wcale potrzeby jakiejś wewnętrznej restauracji. W tej sytuacji nowy biskup wzywa do pomocy rycerzy króla i zastępuje opornych swoimi współbraćmi z Abingdon. Jego nieprzejednanie w odnowie życia kleru, a w szczególności promowanie reguły benedyktyńskiej, którą tłumaczy nawet z łaciny na staroangielski, przynosi mu opinię największego odnowiciela monastycyzmu angielskiego. Kolejne klasztory poddają się jego kierownictwu, stając się prawdziwymi ośrodkami sztuki, kultury i duchowości. Św. Etelwold jest tak skuteczny na tym polu także i dlatego, że jako wychowawca następców tronu, ma wielkie poważanie na królewskim dworze, a co za tym idzie także i skarbiec królewski do swojej dyspozycji. Na synodzie w roku 970 redaguje regułę życia wspólnotowego dla około trzydziestu klasztorów, które istnieją w jego diecezji i w okolicy. 10 lat później konsekruje katedrę w Winchester. Kiedy wydaje się, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych św. Etelwold ulega chorobie. Umiera 1 sierpnia 984 roku. Czy wiecie państwo ile liczy sobie lat? Tego nikt nie wie, bo data jego urodzin pozostaje nieznana.