Dzisiaj zaczniemy od końca. Gdy 3 listopada 1985 roku św. Jan Paweł II dokonywał uroczystej beatyfikacji dzisiejszego patrona, powiedział takie słowa : "pielęgniarka, która w lipcu 1942 roku dała mu śmiertelny zastrzyk, oświadczyła po latach, że pozostała żywa w jej pamięci twarz tego kapłana
Dzisiaj zaczniemy od końca. Gdy 3 listopada 1985 roku św. Jan Paweł II dokonywał uroczystej beatyfikacji dzisiejszego patrona, powiedział takie słowa : "pielęgniarka, która w lipcu 1942 roku dała mu śmiertelny zastrzyk, oświadczyła po latach, że pozostała żywa w jej pamięci twarz tego kapłana. Dlaczego właśnie jego? Bo w czasie, gdy ona wstrzykiwała mu truciznę, on patrzył na nią i jej współczuł". To arcytrudna sztuka. Nie złorzeczyć. Nie ranić drugiego człowieka nawet w obronie własnej. Co więcej, dostrzegać jego dramat, gdy wybiera zło i być tego błądzącego człowieka orędownikiem przed Bogiem. Dzisiejszy patron uczył się tego przez całe swoje życie. Urodził się w Holandii w 1881 roku, w rodzinie hodowcy krów. Był tak wątłym dzieckiem, że rodzice nie protestowali, gdy ich syn, jako jedenastolatek, zapragnął zostać zakonnikiem. Pomimo kłopotów ze zdrowiem, dał się poznać jako inteligentny chłopiec z dużym poczuciem humoru. Śluby zakonne złożył w karmelu, święcenia kapłańskie przyjął w burzliwym roku 1905. Przez 15 lat wykładał filozofię na miejscowym uniwersytecie. Poza pracą naukową zajmował się dziennikarstwem. Założył czasopismo o tematyce maryjnej, był redaktorem naczelnym miejscowej gazety, zorganizował katolicką bibliotekę publiczną. Gdy nadszedł rok 1934, dzisiejszy święty zaczął występować przeciwko ideologii faszystowskiej i nazistowskiej. Otwarcie krytykował te ideologie i przestrzegał przed ich lekceważeniem. Jako asystent kościelny wszystkich czasopism wydawanych wtedy w Holandii dbał, by żadna katolicka gazeta czy książka nie zawierała nazistowskich treści. Nie zmienił swojego postępowania nawet wtedy, gdy hitlerowskie Niemcy zajęły Holandię. Wiedząc, że gestapo szuka tylko pretekstu, by go aresztować, nie zawahał się w grudniu 1941 roku napisać listu do dyrektorów wszystkich katolickich czasopism, zachęcając ich do przeciwstawiania się hitlerowskiej ideologii. Zdecydowanie występował przeciwko antyżydowskim rozporządzeniom i nie zgadzał się na wydalanie ze szkół dzieci i młodzieży tego pochodzenia. Ostatecznie, w styczniu 1942 roku trafił do Dachau. Miał wszelkie prawo złorzeczyć, a tymczasem wybrał współczucie. Nawet w stosunku do oprawców. I wcale nie oznaczało to usprawiedliwiania zła, które czynili. Jemu po prostu to zło, nie zasłaniało dramatu człowieka, który je wybierał. Dlatego po swojej śmierci, od której zaczęliśmy, został dany za wzór nie tylko kapłanom, ale i dziennikarzom. Kto jest bohaterem tej historii? To bł. Tytus Brandsma.