107,6 FM

Uczeń katolickiej szkoły pozwał "Washington Post". Żądał 250 mln dolarów. W pierwszej instancji przegrał

Sąd Federalny w Kentucky oddalił pozew ucznia katolickiego liceum Covinton Nicholasa Sandmanna przeciwko dziennikowi "Washington Post". Chodziło o teksty i twity opublikowane po tym, jak internet obiegł film przedstawiający incydent pod Mauzoleum Lincolna w Waszyngtonie.

Sandmann i jego rodzina domagali się w pozwie 250 milionów dolarów odszkodowania, dowodząc, że chłopiec został zniesławiony i potraktowany jak ofiara w wojnie mediów z prezydentem Donaldem Trumpem.

Co się właściwie stało?

Uczniowie z Covington High School wzięli udział w Marszu dla Życia zorganizowanym 18 stycznia w Waszyngtonie. Na Twitterze opublikowany został film, sugerujący, że następnego dnia grupa nastolatków w otoczyła starszego mężczyznę o indiańskich rysach. Mieli się wobec niego zachowywać bez należytego szacunku. Wręcz rasistowsko. Rozpoczęła się medialna nagonka. Później ujawniono dłuższe nagrania tej sytuacji. Rzeczywiście spora grupa nastolatków stała pod Mauzolem Lincolna. Niektórzy z nich ubrani byli w czapki z wyborczym hasłem Donalda Trumpa: "Make America great again". Byli bardzo wulgarnie atakowani słownie przez członków sekty Czarnych Hebrajskich Izraelitów. To dość dziwaczna, agresywna i fanatyczna grupa, ciesząca się marną reputacją. Młodzież odpowiedziała głośnym skandowaniem. Do jednego z chłopców, Nicholasa Sandmanna, podszedł mężczyzna o indiańskich rysach. Był to 64-letni Nathan Phillips. Stanął przed nastolatkiem i - waląc tuż przed twarzą chłopca w bębenek - wyśpiewywał coś gardłowym głosem. Miała to być - wedle niego - pieśń pokoju, rodzaj próby rozjemczej. Wyglądało to jednak na agresywną prowokację. Sandmann nie reagował. Uśmiechał się tylko pod nosem. Phillips oskarżał potem nastolatków, ze skandowali hasła o budowie muru (na granicy USA i Meksyku), ale nie potwierdziły tego nagrania zajścia.

Sąd oddalił pozew Sandmannów, oceniając, że dziennikarze "Washington Post" oparli się na relacji Philipsa. On zaś miał prawo subiektywnie czuć się blokowany przez grupę licealistów, choć sąd uznał za prawdziwe zeznania Sandmanna, który stwierdził, że nie miał takiej intencji. Ponadto - stwierdził sędzia - refleksje dziennikarzy nie wymieniały nikogo z nazwiska, a ich język był "luźny, figuratywny", z użyciem "retorycznej hiperboli".

Rodzina Sandmannów zamierza odwołać się od orzeczenia.

Zobacz nagrania ze stycznia:

 

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy