Dzisiejsza patronka to postać nietuzinkowa. I nie tylko dlatego, że to katolicka święta, której imię wprost oznacza mieszkankę Olimpu, czyli krainy greckich bogów.
Dzisiejsza patronka to postać nietuzinkowa. I nie tylko dlatego, że to katolicka święta, której imię wprost oznacza mieszkankę Olimpu, czyli krainy greckich bogów. Swojej wyjątkowości nie zawdzięcza także św. Olimpia i temu, że przyszła na świat około 361 roku, w znakomitej rodzinie cesarskich dostojników Konstantynopola. To nie jest również zasługa św. Grzegorza z Nazjanzu, który z okazji jej ślubu ułożył specjalnie na tę okoliczność wiersz. Także i bardzo szybkie owdowienie Olimpii nie stanowiło w tamtych czasach niczego zaskakującego. Czym więc zapisała się w historii Kościoła ta młoda kobieta, że warto o niej pamiętać po 1600 latach od jej śmierci? Tym, co uczyniła po utracie męża. Otóż na przekór decyzji cesarza Teodozjusza Wielkiego o kolejnym zamążpójściu, św. Olimpia zamiast ku życiu rodzinnemu zwróciła się całkowicie ku ascezie i pobożności. A że była bogata, więc hojnie rozdzielała jałmużny i łożyła na potrzeby kościołów. Co więcej, oprócz charytatywnych miała również ambicje intelektualne. Rozczytywała się w Piśmie Świętym i orientowała w wielu zagadnieniach teologicznych. Dowodem na to, jest fakt, że św. Grzegorz z Nyssy właśnie jej, św. Olimpii dedykował swój biblijny komentarz, a św. Jan Chryzostom, patriarcha Konstantynopola, doktor Kościoła i wielki kaznodzieja, darzył ją swoją przyjaźnią. Za przyjaźń tę, przyszło jej zresztą słono zapłacić, gdy św. Jana skazano na banicję, a jego otoczenie zostało uznane za niepożądane na cesarskim dworze. Choć sama musiała opuścić Konstantynopol i udać się do Nikomedii, gdzie ostatecznie zmarła 25 lipca 408 roku, to jednak wcześniej na wszelkie możliwe sposoby starała się uczynić znioślejszym zesłanie patriarchy. Wiemy to z siedemnastu listów, które napisał do niej św. Jan Chryzostom, a które szczęśliwie zachowały się do naszych czasów. To wszystko dodatkowe powody, dla których warto pamiętać o św. Olimpii. Mówię dodatkowe, bo ten najważniejszy jest jeden – była diakonisą z mianowania poprzednika św. Jana, patriarchy Nektariusza. Co to znaczy? To znaczy, że była w gronie kobiet, sprawujących z woli biskupa miejsca określone czynności związane z liturgią i posługami dla wiernych. O diakonisach wspomina już św. Paweł w 1 Liście do Tymoteusza, do Koryntian czy do Rzymian. Z pism świętego Klemensa Aleksandryjskiego wnioskować można, że nie otrzymując formalnych święceń, pełniły one ważną rolę w katechizacji, przy posłudze chorym, a nawet zanosiły im Komunię, choć nie odbywało się to w ramach służby liturgicznej ołtarza – bo ta zarezerwowana była dla mężczyzn. Św. Olimpia różniła się od nich o tyle tylko, że stała się diakonisą na długo przed 40 rokiem życia, gdy zwyczajowo dokonywano ich ustanowienia w Kościele. Musiała więc nasza dzisiejsza patronka, na tle innych kobiet tamtego czasu, mocno się wyróżniać. Jednak św. Olimpia nie jest jedyną wspominaną w Kościele świętą diakonisą. Czy znacie państwo inne? To postacie bliskie przede wszystkim wschodniemu chrześcijaństwu: wspomniana już w Nowym Testamencie Febe, uważaną za „królową diakonis”, Zuzanna Palestyńska i Poplia z Antiochii.