Jest ich dwunastu - niczym Apostołów. Towarzyszy im franciszkanin o. Paweł Kijko OFMCov. Dziś rozpoczęli razem Beskidzką Drogę Wojowników - górską wyprawę ojców i synów.
- O wyprawie powiedziała mi żona, zaangażowana "Alphowiczka" - zna ojców franciszkanów i Rychwałd dzięki kursom Alpha. - mówi tata Jacek Kolasa. - Zaciekawiło mnie to - bo to okazja, żebyśmy pobyli razem, bo będzie na to czas, którego nie ma w domu, kiedy się mijamy. Poznamy się lepiej, dotrzemy - ma nadzieję tata,
Tomek niedawno wrócił z obozu militarnego. Nie bardzo miał ochotę na ten wyjazd. Wolałby posiedzieć w domu, ale… tata chciał, więc tu jest!
- O wyprawie przeczytaliśmy już rok temu na stronie franciszkanie.pl - mówi Andrzej Kałas. - Fajna sprawa. Od 15 lat mieszkamy w Danii i brakuje nam takich pogłębionych kontaktów, takich rekolekcji. W tym roku zrobiliśmy sobie z żoną naszą prywatną EDK. A niedawno zapytałem syna czy ma czas i czy pojechałby ze mną ta taką wakacyjną wyprawę. Bardzo mnie ucieszyło, że chciał. Myślę, że będzie dobrze. To nasza pierwsza wyprawa we dwóch. Do tej pory dzieci jeździły same na obozy i rekolekcje oazowe albo podróżowaliśmy rodzinnie - z żoną Kamilą, Adamem i jeszcze dwójką naszych dzieci: Jarkiem i Marią. Widzę, że tu są fajni ludzie, że Adam ma rówieśników, że znajdą wspólny język.
Adam się trochę martwi, bo zapomniał wziąć buty do wędrówki. - Jakoś przeżyję w tych, które mam - śmieje się.
Męską wyprawę rozpoczęła Msza św. w kaplicy Franciszkańskiego Domu Formacyjno-Edukacyjnego. - Podoba mi się taki Kościół, który nie boi się wyzwań - witał mężczyzn i towarzyszące im panie o. Paweł Kijko OFMConv. - Wszyscy ładnie wyglądamy, ale spokojnie: za dwa dni nie będziecie ani ładnie wyglądać, ani ładnie pachnieć. Może nie będziecie się uśmiechać, może będziecie chcieli wracać. I bardzo dobrze - mówił o. Paweł, kontynuując podczas homilii: - Życie jest trudne. Im szybciej to sobie uświadomimy i to zaakceptujemy, tym będzie łatwiejsze. Idziemy do lasu. Będzie ciężko. Może padać. Ale idziemy z takim przekonaniem, że przyjmujemy wszystkie przeciwności takie, jakie przyjdą.
Nawiązując do słów ewangelii o tym, ze chrześcijanin ma być solą i światłem dla świata, o. Paweł dodał: - Jezus nam stawia poprzeczkę jeszcze wyżej: jesteśmy solą i światłem dla świata. W pocie, którego doświadczymy, też jest sól. Jeśli ktoś świadomie chce przeżywać swoją wiarę, musi przyjąć to, że jest wezwany, by być światłem i solą. Same dla siebie nie mają żadnego znaczenia. Sól sama siebie nie smakuje, światło jeśli nie ma komu świecić, nie jest potrzebne. Wierzę w to, że kiedy zdecydowaliście się na to wyjście, jesteście gotowi być światłem i solą dla Kościoła. To jest trudne. Ale możemy poczuć się też zaszczyceni tym, że do tego Bóg nas powołuje - żeby nie ukrywać tego, co Bóg ze mnie wydobywa, ale żeby to brać z pokojem; nadawać smak i blask światu.
O. Kijko zaznaczył także rolę duchowych autorytetów w dzisiejszym świecie. One nie wykuwają się przed telewizorem, ale w zmaganiu, w trudzie, przez doświadczenie. - Prawdziwym autorytetem jest ten, kto potrafi dać światło i smak tam, gdzie jest - podkreślił franciszkanin. - Odpowiedzieliście na to wezwanie, żeby pozwolić wykuwać z siebie to trudne doświadczenie zmagania się z porażkami, słabościami, ze zniechęceniem, z tym, co w naszych oczach jest trudne, może także przez doświadczenie krzyża. Tak naprawdę nie wiemy jakie światło i jaką sól Bóg będzie chciał przez to z nas wydobyć. Wierzę, że taki jest prawdziwy Kościół - doświadczony, zmęczony, styrany, ale Kościół, który nadaje smak i blask.
Franciszkanin mówił także o potrzebie męskich autorytetów - Bożych ojców, mężów i synów w dzisiejszym świecie. W kontekście wyprawy przypomniał hasło amerykańskich marines: "Nikt nie zostaje z tyłu", "Nikt nie zostaje za linią wroga". Jeśli zostaje - wracamy po niego. - To nie jest żadna konkurencja: kto szybciej, kto bardziej, kto więcej. Jeśli ktoś nie daje rady nieść plecaka, to ktoś inny pomaga. Jeśli nie masz jedzenia – ma je ktoś inny, dzielimy się. Razem idziemy, razem się zmagamy - podkreślił.
Jak dodaje Marek Wójcik, po wyprawie spodziewa się… wszystkiego najlepszego. Po wędrówce, która codziennie potrwa kilka godzin, na wszystkich czekają atrakcje. Ojcowie i synowie będą mogli pobyć nie tylko we dwóch - jak na trasie - ale i z innymi uczestnikami wyprawy. - Wiem, że to będzie fajny czas, spędzony rodzinnie. Synowie bardzo potrzebują ojców, ale i ojcowie chcą nawiązać silną relację z synami. Góry sprawiają, że to się udaje…
Trasa poprowadzi ojców i synów z Korbielowa na Halę Miziową, Pilsko, Halę Boraczą, Rysiankę, Słowiankę do Żabnicy.
Przedsięwzięciu patronuje franciszkańska Fundacja "Rodzina w Służbie Człowieka".