„Wiesz bracie, że gdy ktoś pragnie wyruszyć w daleką podróż, najpierw ją bada, a następnie dobiera sobie takich towarzyszy podróży, o których wie, że chce wyruszyć w ich towarzystwie, aby kiedyś nie ponieść od nich szkody, zostając [sam] na drodze"
„Wiesz bracie, że gdy ktoś pragnie wyruszyć w daleką podróż, najpierw ją bada, a następnie dobiera sobie takich towarzyszy podróży, o których wie, że chce wyruszyć w ich towarzystwie, aby kiedyś nie ponieść od nich szkody, zostając [sam] na drodze. Podobnie też ktoś, kto uznał za właściwe zabrać się do realizacji planu sprawiedliwości co do samego siebie, niech uważa i niech wybierze odpowiedni dla siebie sposób życia, stosownie do własnych sił. Należy raczej tak wybierać, żeby zaczynać ostrożnie a kończyć z mocą, żeby posuwać się naprzód od rzeczy drobnych aż po wielkie, oraz nie porzucać uprzednio wybranego, właściwego sposobu życia w czasie pomiędzy jego początkiem i końcem, a także, by trudu nie czynić daremnym przez podtrzymywanie zażyłości ze względu na ludzi. Jeśli bowiem ci, co podróżują, już pierwszego dnia przyśpieszą marsz i utrudzą samych siebie, przez wiele dni są słabi i zaprzestają podróży. Jeśli zaś zaczynają idąc powoli, żeby przyzwyczaić się do marszu, pod koniec, nawet jeśliby szli długo, nie słabną. Tak samo ilekroć ktoś zapragnie poświęcić się trudom około cnoty, niech ćwiczy siebie samego powoli, aż dojdzie do doskonałości.” Czy to pouczenie, nie jest cudownie klarowne i niezmiennie aktualne? A wyszło spod pióra dzisiejszego patrona, bagatela, 1600 lat temu, gdy mieszkał on na jednej z egipskich pustyni. Swoje ciało poddawał najsurowszym wyrzeczeniom, a na swój chleb zarabiał przepisywaniem rękopisów. Reszty dopełniała modlitwa. Tak, dzisiejszy patron, autor przywołanego obszernie pouczenia, był z całą pewnością ascetą. Zresztą jego powstałe wtedy pisma, są klasyką myśli ojców pustyni i jednocześnie jednym z najpiękniejszych świadectw pustelniczego życia. I pomyśleć, że nie byłoby tego wszystkiego, gdyby na drodze naszego dzisiejszego świętego nieco wcześniej nie stanęła kobieta. Problemem nie było nawet to, że był on już wtedy diakonem, a jego mistrzami byli św. Bazyli Wielki, biskup Cezarei czy św. Grzegorz z Nazjanzu patriarcha Konstantynopola. W końcu w tamtym czasie mógł być żonaty i jednocześnie pełnić wysokie funkcje kościelne. Także jego słuszny jak na tamte czasy wiek, 36 lat, nie stanowił tutaj przeszkody. Jedynym, czego w tej sytuacji nie dało się zmienić, był fakt, że kobieta w której zakochał się bohater naszej dzisiejszej historii, była prawowitą małżonką innego dostojnika. Będąc więc rozdartym między pożądaniem a wiernością Bogu, wybrał ucieczkę. Ucieczkę jak najdalej od tej, która rozpalała jego zmysły i wyobraźnię. Dopiero, gdy trafił na pustynię, gdy spędził tam 16 lat, odnalazł to, co stracił na dworze patriarchy Konstantynopola - spokój duszy. Warto jednak odnotować, że spokój ten był wynikiem wielkiej wewnętrznej walki, która na głowę dzisiejszego patrona sprowadziła sporo kłopotów. W końcu walcząc sam ze sobą, a był obeznany w teologii, nie raz balansował na granicy katolickiej ortodoksji, a jego nauka bywała nawet przedmiotem gorących debat na soborach. To jednak miało miejsce już po jego śmierci w 399 roku. Czyjej śmierci? Św. Ewagriusza z Pontu, dzisiejszego patrona.