- Bóg objawił mi się w ciepłym powiewie wiatru - tak Raymund Nader opowiada o mistycznym doświadczeniu, którego doznał w pustelni św. Szarbela w Annaya. Libański katolik, maronita, który nosi na ramieniu odcisk dłoni św. Szarbela, spotkał się z krakowianami w kościele Świętego Krzyża.
Raymund Nader urodził się w Bejrucie, w rodzinie chrześcijańskiej. Modlił się, chodził do kościoła, ale - jak sam przyznaje - nie mógł zrozumieć Eucharystii. Jego dziadek był księdzem. Mały Raymund chodził z nim do kościoła i obserwował, co się tam dzieje, ale nie potrafił pojąć.
- U maronitów jest zwyczaj, że hostie są wypiekane w domu księdza. Piekłem więc dla dziadka ten chleb. Połowę zjadałem, połowę mu oddawałem. Byłem zdumiony za każdym razem, kiedy pod koniec Mszy widziałem kolejkę ludzi, którzy stali, by otrzymać mały kawałek tego chleba - opowiadał w kościele Świętego Krzyża, przyznając, że chciał nawet nauczyć ich wypiekania chleba, żeby nie musieli więcej stać w tej kolejce.
Dziadek wytłumaczył chłopcu, że kiedy się modli, Bóg zstępuje z nieba i staje się kawałkiem chleba. W tym kawałku trafia do ludzkich serc. - A ponieważ Bóg jest miłością, ludzie zaczynają się wzajemnie kochać - tak streszczał w Krakowie nauki dziadka.
Kiedy wybuchła wojna między chrześcijanami a muzułmanami, Raymund miał 13 lat. Walczył i codziennie tracił kolejnych przyjaciół. Na pogrzebie jednego z nich zadał sobie pytanie, dokąd on trafił. Po co Bóg daje ludziom życie, skoro i tak muszą umrzeć? Jaki w tym jest sens?
Był zdumiony i zagubiony. Postanowił szukać Boga na trzy sposoby: walcząc na wojnie, studiując i modląc się. Ucieszył się, gdy zdobył stypendium w Wielkiej Brytanii, gdzie mógł studiować inżynierię nuklearną. Miał nadzieję, że dzięki zdobytej wiedzy pozna sekret istnienia świata. Niestety, choć przyswoił wiele informacji, nie przyniosły mu one odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Raymund miał zwyczaj modlić się w Annaya, gdzie znajduje się klasztor św. Szarbela. Wchodził do jego eremu, zapalał świece i pytał świętego o tajemnice wszechświata i jego Stwórcy. Pewnej listopadowej nocy, gdy tak się modlił, poczuł podmuch ciepłego wiatru. Wiał wokół niego, coraz mocniejszy, coraz gorętszy. - Wszystko wokół się trzęsło i fruwało, liście na drzewach i piasek na ziemi, ale płomienie świec były jak zamrożone - opowiadał.
Wyciągnął rękę, chciał dotknąć nieruchomego płomienia, by przekonać się, czy nie ma halucynacji, ale zanim do tego doszło, został przeniesiony do innego świata. - Zanurzyłem się w świetle. To było jak nurkowanie w słońcu, tylko że czułem się, jakby to było milion słońc - wspominał. Światło nie raniło oczu, było przejrzyste i mocne. Nader poczuł, że nie jest sam. Bóg mu się objawił, choć nie pokazał mu twarzy. Pozwolił się poczuć. - Byłem ekstremalnie szczęśliwy - wyznał.
Gdy po wszystkim wyszedł z pustelni, poczuł na ramieniu gorące dotknięcie. Po powrocie do domu zobaczył ślady pięciu palców i spływającą z nich krew i wodę. Wszystko w jego życiu się zmieniło.
Pod wpływem cudownych wydarzeń Raymund Nader założył grupę modlitewną Rodzina św. Szarbela i poświęcił życie na głoszenie Ewangelii. Jest dyrektorem chrześcijańskiej telewizji satelitarnej Noursat, która nadaje programy na Bliski Wschód, i bliskim współpracownikiem antiocheńskiego patriarchy maronitów. Podróżuje po całym świecie, dając świadectwo wiary, opowiadając o swoim spotkaniu ze św. Szarbelem, ewangelizując i nauczając.
Więcej o wizycie Raymunda Nadera w Krakowie w wydaniu papierowym "Gościa Krakowskiego" nr 27 na 7 lipca.