Ludzie z różnych powodów opuszczają dom, miejsce zamieszkania, pobytu, bezpieczne schronienie. Z różnych przyczyn wychodzą na ulicę, na drogę, w przestrzeń ograniczoną nie tylko symbolicznie czterema ścianami. Czasami motywuje ich do tego coś ważnego, poważna kwestia lub potrzeba
Ludzie z różnych powodów opuszczają dom, miejsce zamieszkania, pobytu, bezpieczne schronienie. Z różnych przyczyn wychodzą na ulicę, na drogę, w przestrzeń ograniczoną nie tylko symbolicznie czterema ścianami. Czasami motywuje ich do tego coś ważnego, poważna kwestia lub potrzeba. Innym razem jakaś błaha sprawa, myśl, pragnienie. Wychodzą, bo chcą lub dlatego, że muszą. Dobrowolnie lub dlatego, że nie mogą pozostać w środku. Czasami wychodzą z radością, po to, aby z innymi dzielić jakieś przeżycie lub doświadczenie, czasami z gniewem lub z przerażeniem, gdy mają świadomość, że jeśli nie wyjdą, stanie się coś złego komuś albo im samym. Dlatego wyjście ludzi, zwłaszcza jeśli robią to dużą grupą w tym samym czasie i miejscu, może mieć bardzo różną treść i radykalnie odmienne znaczenie. Niejednokrotnie już w przeszłości zdarzało się, że wyjście jakiejś grupy ludzi prowadziło do drastycznych wydarzeń i ogromnych przemian rzeczywistości, w której żyli oni sami, ale też tysiące innych.
Komuś takie oczywiste spostrzeżenia na temat „wychodzenia” mogą się wydać zbędne lub zaskakujące. Tysiące razy wychodzimy z różnych miejsc, zupełnie nie zastanawiając się nad znaczeniem i możliwymi konsekwencjami tej czynności. Zwłaszcza, jeśli planujemy powrót. Umyka nam, że nawet zwykłe wyjście po bułki ma sens i jest częścią czegoś większego. Z drugiej strony ludzie już dawno odkryli, że ten, kto nie zdecyduje się na wyjście, ma o wiele mniejszy wpływ na rzeczywistość, niż ci, którzy postanowili wyjść. Niedawno ktoś mnie zapytał, czy zauważyłem, że w Biblii wiele zdarzeń o fundamentalnym znaczeniu dla dziejów zbawienia człowieka wiąże się z różnymi formami wyjścia. Zauważyłem.
Charakterystycznym rysem pontyfikatu Franciszka jest podkreślanie, że drzwi, także drzwi kościołów, służą nie tylko do wchodzenia, ale w równym stopniu do wychodzenia. Papież nalega, aby wyznawcy Jezusa nie tylko gromadzili się w świątyniach, ale żeby z nich wychodzili, idąc odważnie i daleko, aż na peryferie, aby dzięki nim docierał tam Chrystus. To przecież nic nowego. Ale przypominać trzeba.
Myślę, że w dzisiejszym świecie znakiem przypominającym o konieczności wychodzenia, o tym, że Kościół to wspólnota, która wychodzi do świata, a nie ucieka i zamyka się przed nim, są procesje organizowane w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. To nie są pochody w imię jakichś ideologicznych haseł. To nie są manifestacje poparcia dla kogokolwiek ani protesty przeciwko komukolwiek. To nie są marsze w jakiejś słusznej sprawie, mające pokazać poglądy i żądania oraz liczebność ich uczestników. Procesje Bożego Ciała to wspólna modlitwa. To święto, które obejmuje obecnością Jezusa miejsca naszej codzienności. To znak, że Bóg nieustannie wychodzi do ludzi. Nie da się Go zamknąć, odizolować od zwykłego życia. Jest Bogiem z nami.