Nie ma siły, żeby osiągnąć w czymś rezultaty - że już o światowych wynikach nie wspomnę – potrzeba solidnego treningu. A kiedy chce się ową dominację utrzymać, konieczny jest dalszy regularny wysiłek.
Nie ma siły, żeby osiągnąć w czymś rezultaty - że już o światowych wynikach nie wspomnę – potrzeba solidnego treningu. A kiedy chce się ową dominację utrzymać, konieczny jest dalszy regularny wysiłek. Nie ma siadania na laurach. Oczywiście, gdy mowa o świętości, ten trening i utrzymywanie duchowej kondycji odbywa się z Bożą pomocą, ale pominąć go nie sposób, bo - jak wiemy - łaska bazuje na naturze. I w przypadku dzisiejszego świętego widać to jak na dłoni. Choć pozycję startową miał idealną – pochodził bowiem z Weneckiej arystokracji – to potrzebował aż 30 lat, by do urodzenia dodać wszechstronne wykształcenie. Znał się na filozofii, literaturze, łacinie, grece, muzyce, matematyce, astronomii, geografii i kartografii. Nadto nadobowiązkowo studiował Pismo święte, dzieje Kościoła i dzieła wybitnych jego pisarzy. Wreszcie na koniec udał się na studia do Padwy i zakończył je podwójnym doktoratem - z prawa rzymskiego i kościelnego. I kiedy poczuł wreszcie, że swoją trwająca trzy dekady sesję treningową ma za sobą, ruszył po najwyższą nagrodę – niebo. Nie, nie... nie zaczął jednak szukać okazji do męczeńskiej śmierci, to byłoby marnowanie potencjału. Przyjął za to 21 grudnia 1655 roku, z rąk patriarchy Wenecji, święcenia kapłańskie. Przyjął i w trzy lata zdobył wszystko, co tylko było można! Po pierwsze został doradcą prawnym i referentem dla sygnatur papieskich, czyli najwyższych organów doradczych Ojca świętego. Widząc jego niezwykły talent organizacyjny i ofiarność - czego dowiodła epidemia dżumy w Rzymie – papież mianuje go biskupem Bergamo. Dwa lata po święceniach! A nie miną kolejne 3 lata i zostanie kardynałem. A ile w tym czasie zrobi! Zreformuje życie podległego sobie kleru, zakazując nawet uczestniczenia kapłanów w teatrach publicznych, gdzie repertuar uwłaczał często chrześcijańskiej moralności. Przy obsadzaniu stanowisk kościelnych zacznie obowiązywać selekcja, tak jak i do seminarium. Wprowadzi miesięczne spotkania kapłanów w celu rozstrzygania "kazusów" moralnych, a także dla wspólnej modlitwy. Zadba o to, by rodziny zakonne w jego diecezji, zachowywały reguły i surowość. Rozwinie sieć szkół parafialnych. No i jako biskup osobiście odwiedzi też 279 parafii swojej diecezji. I to wszystko w 7 lat, bo tylko tyle będzie w Bergamo. Czy potem umrze? Nic z tych rzeczy. Przyjdzie mu jeszcze być biskupem w Padwie, gdzie przez 33 lata nieustannie będzie się starał nie obniżać poprzeczki, którą w Bergamo podniósł sobie bardzo wysoko. Jako się rzekło na początku : trening, osiągnięcia, a potem żmudna praca, by nie dać sobie taryfy ulgowej. Z tą taryfa ulgową to nie żarty : dzisiejszy patron dwukrotnie w czasie konklawe zostanie wybrany papieżem i dwa razy tej godności się zrzeknie na rzecz bycia jedynie biskupem Padwy. O kim mowa? O św. Grzegorzu Janie Barbarigo.