6 czerwca upłynęło dokładnie 40 lat od spotkania Jana Pawła II z pielgrzymami z Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego na Jasnej Górze.
A stało się tak, bo pomysł i starania bpa Herberta Bednorza, żeby to Górny Śląsk, a przede wszystkim Piekary były gospodarzem spotkania z kilkunastokrotnym kaznodzieją na majowych męskich pielgrzymkach spotkały się ze stanowczą odmową ówczesnych partyjnych władz województwa.
Ta okrągła rocznica, to dobra okazja, żeby nie tyle z nutką nostalgii i kombatanctwa w tle powspominać tamte czasy. Jacy to byliśmy odważni i jak to robiliśmy na złość komunistom wykorzystując przy tym, co zresztą zrozumiałe, kościelność i religijność.
To naprawdę dobra też okazja, żeby wrócić do słów Tego, którego gromko wtedy oklaskiwaliśmy, i co chwila krzyczeli: „Niech żyje Papież”.
Przywołam więc teraz z tamtego przemówienia parę zdań. Doprawdy zdumiewająca jest, po 40 latach, ich aktualność. Powiedział wtedy tak: Praca (…) dla człowieka posiada (…) nie tylko znaczenie techniczne, ale także znaczenie etyczne. (…) Ma dopomagać człowiekowi do tego, aby stawał się lepszym, duchowo dojrzalszym, bardziej odpowiedzialnym, aby mógł spełnić swoje (…) powołanie (…) zarówno sam (…) jak też we wspólnocie z drugimi.
I niestety, praca ma dziś coraz częściej znaczenie tylko i przede wszystkim techniczne. Na jej znaczenie etyczne coraz mniej, i mało kto już zwraca uwagę.
Proszę zwrócić uwagę na to, co nam podpowiada dzisiejszy język. Jeszcze do niedawna mówiono tak: brakuje rąk do pracy, potrzebne są ręce do pracy. Dziś zaś potrzebna jest już tylko siła robocza, brakuje siły roboczej, oczywiście taniej siły roboczej. Dziś już też nie kieruje się zespołem czy grupą, nawet podwładnymi. Teraz to już tylko zarządza się zasobami ludzkimi. Można zresztą skończyć po temu odpowiedni kierunek studiów i zostać nawet magistrem zarządzania zasobami ludzkimi. Jakżeż diametralnie różne uczucia, emocje mieszczą się między byciem częścią zespołu, a składową zasobu?
Innymi słowy górę bierze, i to na dobre już, to techniczne znaczenie pracy. A jeśli tak, to nie ma się co dziwić, że coraz mniej tu miejsca na humanizm. Innymi słowy, cytuję za Słownikiem PWN, na postawę moralną i intelektualną zakładającą, że człowiek jest najwyższą wartością i źródłem wszelkich innych wartości. A w konsekwencji coraz mniejsze musi być i jest etyczne znaczenie i rozumienie pracy. I niech nam się nie wydaje, że to procesy nas nie tyczą, że to tylko logika odczłowieczonej korporacyjności.
Nie tak dawano temu dowiedzieliśmy się o protestach przed Zakładami Mięsnymi w Pszczynie i Goczałkowicach. Ukraińscy pracownicy domagali się wypłaty wynagrodzenia za kwiecień i maj. Firma twierdziła, że pieniądze przekazała Agencji, która ich zatrudnia. A Agencja zapewniała, że to Firma płaci z opóźnieniem.
Ten wydawać by się mogło nie wiele znaczący incydent gdzieś z pobocza wielkiej gospodarki i wiodących myśli ekonomicznych dość jasno pokazuje przez tę przenoszoną odpowiedzialność z Firmy na Agencję i wzajemnie, jak łatwo jest zobaczyć, nawet zaakceptować to tylko techniczne znaczenie pracy.
A wtedy już tylko krok, żeby nie widzieć już rąk do pracy, bo za rękami trzeba by zobaczyć człowieka, a nie tylko bezosobową siłę roboczą, na dodatek tanią. Jeśli więc coraz częściej ręce do pracy zastępujemy siłą roboczą, to i też automatycznie kasujemy to etyczne znaczenie pracy. Bo o ile jeszcze z rękami do pracy wiąże się jakaś konieczność etyczności, o tyle wobec siły roboczej etyczność obowiązkiem raczej już nie jest. A ten dodany przymiotnik tania z jednej strony ma pomniejszać wartość owej siły, a z drugiej wzmacniać poczucie przewagi korzystających z niej.
Kiedy czytam, albo słyszę o sile roboczej, bądź zarządzaniu zasobami ludzkimi nie wiem, czemu przypominają mi się masy robotniczo chłopskie. Niby czasy inne, a logika zdaje się jakby ta sama.
To, czego jesteśmy dziś świadkami nie tylko w Europie, u nas już też, a co złośliwie nazywane jest, chyba jednak niesprawiedliwie i niesłusznie populizmem, to po prostu społeczna niezgoda, sprzeciw wobec za daleko idącej nierównowagi, dysproporcji między technicznym a etycznym rozumieniem pracy.
I na koniec jeszcze jeden cytat z tamtego papieskiego przemówienia: Nie dajcie się uwieść pokusie, że człowiek może odnaleźć siebie, wyrazić siebie (…) pozostając przy samej tylko pracy w złudnej nadziei, że same jej wytwory bez reszty nasycą wszystkie potrzeby ludzkiego serca. Czyż nie brzmi to proroczo?
Tak, daliśmy się uwieść pokusie (…) złudnej nadziei, że same wytwory naszej pracy bez reszty nasycą wszystkie nasze potrzeby. I skutki tego uwiedzenia widać gołym okiem. To zakwaszone relacje już nie tylko sąsiedzko społeczne, ale i wewnątrz rodzinne, to chorobliwa rywalizacja i zawiścią podsycane dorównywanie. A co za tym idzie, bo i też musi iść, coraz częstsze zawiedzenia i rozczarowania.
Jeśli więc coraz częściej i coraz łatwiej zapominamy, że naprawdę nie samym chlebem żyje człowiek, to może dlatego, że w odróżnieniu do Pana Jezusa, który odmówił udowadniania, że potrafi z kamienia zrobić chleb, choć mógł, to nas stale jednak rajcuje ta pokusa, żeby nawet z kamienia chcieć zrobić chleb, choć nie umiemy?