Dobrze czy źle, byle po nazwisku, byle na profilu. Internetowym profilu oczywiście. Takie najwyraźniej założenie przyjęła pani Kinsey Wolanski, która w stroju kąpielowym wybiegła na boisko w Madrycie w czasie, gdy rozgrywano tam finałowy mecz piłkarskiej Ligi Mistrzów.
Dobrze czy źle, byle po nazwisku, byle na profilu. Internetowym profilu oczywiście. Takie najwyraźniej założenie przyjęła pani Kinsey Wolanski, która w stroju kąpielowym wybiegła na boisko w Madrycie w czasie, gdy rozgrywano tam finałowy mecz piłkarskiej Ligi Mistrzów. Dobrze czy źle… A cóż niby znaczy w tym kontekście „źle”? Gdy się chwilę zastanowić, to nic nie znaczy. Pani Wolanski osiągnęła cel jaki sobie wyznaczyła, zareklamowała kanał You Tube swojego partnera. Koszty nie wydają się wysokie. Grzywna i – co może powinno raczej śmieszyć – zakaz stadionowy. Ani jedno, ani drugie nie zrobiło na nieoczekiwanej bohaterce większego wrażenia. Jak mnie zapewniają ludzie z Internetem obyci, jej boiskowy wyczyn będzie dla niej opłacalny nie tylko „wizerunkowo”, to znaczy, że z osoby znanej z tego, że jest znana, stanie się znana jeszcze bardziej, ale także przełoży się na zyski w brzęczącej monecie. Wybryk Kinsey Wolanski określa się jako chuligański, ale setki tysięcy nowych wyświetleń na Instagramie, jakie w ten właśnie, chuligański sposób sprowokowała ma swoją wymierną wartość. Taki Herostrates, który podpalił efeski Artemizjon po to tylko, by pamiętano o nim długo po jego śmierci, wydawać się musi przy pani Wolanski naiwnym, idealistycznym amatorem. Wolanski tylko się wygłupiła, to prawda, gdy Herostrates siał zniszczenie, tyle, że on robił to tylko dla próżnej chwały i nie tylko nic na tym nie zyskał, ale życie stracił. Oczywiście, powie ktoś, Herostratesa pamiętano przez wieki i przez wieki, a właściwie chyba i do końca świata jego imię pozostanie symbolem pokazania się tak, by ludzie długo pamiętali, a może nawet zapamiętali na zawsze. Kinsey Wolanski może liczyć tylko na niewiele więcej niż kwadrans w blasku jupiterów, który prawem Kaduka obiecał każdemu popkulturowy artysta Andy Warhol. Czy można uznać, że tego typu wyczyny czy wybryki, jak tam kto chce, jak ten pani Wolanski, są w takim razie „mniejszym złem”. Na pewno tak. Zostawmy porównywanie modelki i blogerki z Herostratesem, którego imienia nie udało się wymazać z historii, choć miało to być dla niego dodatkową pośmiertną karą. I nauczka dla innych, żeby w ślady Herostratesa nie szli. Tak, są gorsze, a na pewno bardziej groźne dla otoczenia próby zaistnienia w świadomości opinii publicznej. Ot, choćby… Parę lat temu na greckiej wyspie Korfu miałem okazję zobaczyć pałac cesarzowej Sisi, której nieszczęśliwa biografia stała się kanwą wielu opowieści, znanych także z filmowych ekranów. Otóż z wycieczki do pałacu najbardziej zapadło mi w pamięć zdjęcie, na którym zobaczyć można było prowadzonego przez dwu policjantów anarchistę-zamachowca, zabójcę cesarzowej Sisi. Był radośnie uśmiechnięty, nie było nawet mowy o jakimkolwiek poczuciu winy. Zamordował cesarzową, bo chciał żeby było o nim głośno. Cel osiągnął. I było o nim głośno – więc niby miał się z czego cieszyć, ten współczesny, żałosny Herostrates. Ale przypadek pani Wolanski, przypadek ze względu na czas i miejsce specjalnie spektakularny, powinien dawać do myślenia z innego powodu. Był niegroźny dla otoczenia to prawda, nikt nie ucierpiał, to też prawda, nie ucierpieli jakoś specjalnie z powodu wywołanej przez nią przerwy nawet kibice, wreszcie finałowy pojedynek Liverpoolu z Tottenhamem nie należał do porywających. Ale filozofia, jeśli filozofia to nie za duże w tym kontekście słowo, wiec filozofia pani Wolanski wydać się może niepokojąca. Oto występek, mniejsza o to jakiego charakteru, mniejsza o to, jakiej wagi, występek na oczach milionów ludzi, bo przecież nie tylko tych zgromadzonych na stadionie, otóż występek taki okazuje się summa summarum opłacalny i to opłacalny w każdym wymiarze, wizerunkowym i finansowym. Ten drugi, materialny aspekt jest tu z pierwszym silnie zresztą powiązany. Otóż taka niepisana filozofia, zgodnie z którą łamanie przepisów jest dla tego, który je łamie korzystne, wydaje się – w dłuższej perspektywie czasowej – dla życia społecznego po prostu groźna. Przypomnę raz jeszcze – Andy Warhol obiecał każdemu ileś tam minut sławy, ale jeśli podstawą do jej uzyskania ma być występek, to z wraz z upływem czasu jego skala w naturalny sposób będzie się zwiększać, eskalować. Dać się zobaczyć jako jednostka, jako indywiduum… Kinsey Wolanski wbiegła na madrycki stadion Czy jej przykład pociągnie za sobą innych? No cóż, teraz trzeba będzie wymyślić coś innego. Wreszcie tłum wbiegający na piłkarskie boisko nawet w finale mistrzostw świata nie da sławy. Jednostki zginą w tłumie. Tłumie kieszonkowych Herostratesów.