Mówią do mnie ludzie: „Bronisz pedofili i łajdaków, mówiąc, że jest tylu dobrych księży”.
Albo „Nie wymieniając nazwisk księży przestępców seksualnych akceptujesz ich występki i nie chcesz ich rozliczać”. Albo „Rozczarowałam się, czy rozczarowałem Kościołem.”
Mówią do mnie ludzie: „Potęp ich na łamach, odetnij się od nich, zerwij z tym światem” .
Mówię do tych ludzi: - Nie zerwę z tym światem, bo Kościół to ja. Kiedy myślę o Kościele, myślę przede wszystkim o sobie, robiąc natychmiastowy, gruntowny rachunek sumienia. Jeśli komuś pomagam, jestem dla niego dobra, po prostu jestem OK, to Kościół ma się trochę lepiej, zaczyna się leczyć. Rany Kościoła mogą zostać zabliźnione każdym naszym dobrym uczynkiem, a najłatwiej do dobrych uczynków nakłonić samego siebie. Nawet dzieci rzadko udaje się do tego zainspirować, a co dopiero rozżalonych, zbuntowanych, a nawet zrozpaczonych dorosłych.
Przyznaję, że kiedy dochodzą mnie informacje o kolejnych przestępstwach seksualnych księży czuję się zrozpaczona. Jeszcze raz mówię nie tylko tamtym ludziom: - Wszyscy księża pedofile powinni stanąć przed sądem i ponieść zasłużoną karę. Ale czy mam zapominać i niszczyć tych, którzy oddali życie Bogu i ludziom, i w ciężkim trudzie starają się być wierni temu co przyrzekli? Pierwszy przykład, to dla mnie ważny mój wujek ksiądz Jan Szkoc, który całe życie wszystko oddawał innym i służył im, a przez nich Bogu. Ludzie powiedzą, że to mój wujek, brat mojej rodzonej mamy, więc go chwalę po rodzinnemu. No to niech ci ludzie idą do dawnych parafian ks. Szkoca, z kilku miast, z kilku epok, bo wujek ma dziś 87 lat. Niech posłuchają co o Nim mówią, jak mu dziękują, jak chcą z nim rozmawiać, radzić się…
Mówią do mnie ludzie: „Chcieliśmy świętego Kościoła, a teraz widać w nim grzech”. Patrzę na siebie, jaki Kościół wznoszę i ręce mi opadają z bezradności. Dlatego muszę zawołać: „Nie opuszczaj mnie, Panie, /mój Boże, nie bądź daleko ode mnie!/ Spiesz mi na pomoc, Zbawienie moje - o Panie!”.