Ważne decyzje w życiu podejmuje się po czterdziestce. To jest ostatni dzwonek – młodość już się skończyła, a na horyzoncie zaczyna majaczyć widmo starości.
Ważne decyzje w życiu podejmuje się po czterdziestce. To jest ostatni dzwonek – młodość już się skończyła, a na horyzoncie zaczyna majaczyć widmo starości. Właśnie: widmo. Straszy mniejszą sprawnością fizyczną, chorobami, brakiem wystarczających środków do życia. W obawie przed tą zbliżającą się, koszmarną wizją, ludzie podejmują często nerwowe, a nawet nieprzemyślane decyzje, które znamy pod wspólną nazwą kryzysu wieku średniego. Podobnie rzecz miała się także i z dzisiejszą patronką, z tą tylko różnicą, że ona akurat podjęła decyzję najlepszą z możliwych i zaprosiła starość do siebie. Zrobiła nawet więcej – starością się zaopiekowała. Zacznijmy jednak od początku, a na początku był zamożny i kochający rodzinny dom na Wołyniu. Wokół szaleje carat zwalczający wszelkie przejawy polskości i katolickości, ale jej – dzisiejszej patronki – zdaje się to nie dotyczyć. Gdy jednak upada powstanie listopadowe ofiarą represji pada jej tato. Niedługo później umiera mama i nagle staje przed nami 9-letnia sierota, którą zająć się musi przyrodnia siostra. To doświadczenie otwiera jednak bohaterce naszej historii oczy na świat. Świat, w którym nie wszyscy żyją bezpiecznie i dostatnio. Gdy kończy 20 lat decyduje się na służbę ludziom i Kościołowi – wstępuje do rozwijającego się w ukryciu III Zakonu św. Franciszka. Przez kolejne 20 lat niesie w konspiracji ofiarną pomoc potrzebującym, zwłaszcza chorym i pozbawionym opieki. Gdy jednak przekracza 40-ty tok życia, decyduje się na radykalną zmianę. Opuszcza rodzinne strony i udaje się na trzy lata z pielgrzymką do Ziemi Świętej. To tam postanawia całkowicie oddać swoje życie do dyspozycji Boga. Nie ma w nim już miejsca na połowiczność, bo nie ma czasu. Wraca do kraju i udaje się na rekolekcje pod kierunkiem bł. Hononrata Koźmińskiego. Efekt? Rezygnuje ze strefy komfortu - w wynajętym mieszkaniu w Zakroczymiu daje schronienie dwóm opuszczonym staruszkom, którymi się gorliwie opiekuje. Gdy przyłącza się do niej pierwsza kobieta, która chce jej w tym dziele pomóc, wynajmuje drugie mieszkanie, przyjmuje kolejne staruszki i daje tym samym początek nowej bezhabitowej, czyli działającej w ukryciu, rodzinie zakonnej pod kierunkiem bł. Honorata. To „Siostrzyczki Ubogich”, które z czasem, gdy zmniejsza się represje, nałożą habity i zmienią nazwę na Córki Matki Bożej Bolesnej, znane powszechnie jako Siostry Serafitki, z macierzystym domem wybudowanym w Oświęcimiu. Ich założycielka kierować będzier zgromadzeniem przez 23 lata, rozszerzając jego charyzmat z pomocy osobom starszym, o pomoc sierotom i dziewczętom bez wykształcenia, domu i środków do życia. Było to w roku 1905, roku śmierci dzisiejszej patronki, pilna potrzeba czasu, na którą odpowiedziała. Kto taki? Błogosławiona Małgorzata Łucja Szewczyk, która po czterdziestce dokonała swojego najważniejszego życiowego wyboru.