Wspominamy dzisiaj rodowitego Hiszpana z XVI wieku, który swoją kanonizację zawdzięcza pewnej polskiej siostrze zakonnej. Rzecz miała miejsce w szpitalu bonifratrów w Krakowie. Był 24 grudnia 1932 roku, a pewna nieuleczalnie chora siostra zakonna o imieniu Maria, z domu Regina Hoeflich, modliła się przed wizerunkiem - wtedy jeszcze błogosławionego - patrona.
Wspominamy dzisiaj rodowitego Hiszpana z XVI wieku, który swoją kanonizację zawdzięcza pewnej polskiej siostrze zakonnej. Rzecz miała miejsce w szpitalu bonifratrów w Krakowie. Był 24 grudnia 1932 roku, a pewna nieuleczalnie chora siostra zakonna o imieniu Maria, z domu Regina Hoeflich, modliła się przed wizerunkiem - wtedy jeszcze błogosławionego - patrona. Modliła się i stał się cud – ona odzyskała zdrowie, a dzisiejszy patron szansę na wyniesienie do chwały ołtarzy. Choć i bez tego, jego życie i dzieła uważane były powszechnie za święte. A nic nie wskazywało początkowo takiego obrotu spraw. Bohater naszej dzisiejszej historii przyszedł bowiem całkiem zwyczajnie na świat w Sewilli, całkiem zwyczajnie nauczył się też fachu od ojca, który był kupcem. I całkiem zwyczajnie zorientował się, że nie chce tego robić do końca życia. Postanowił więc udać się na poszukiwanie sensu życia do pustelni św. Eulalii, a gdy po roku ją opuścił był już zupełnie innym człowiekiem. Był Wielkim Grzesznikiem, jak o sobie mawiał. Liczył sobie 20 lat i w Jerez de la Frontera w roku 1566 założył pierwszy szpital dla nieuleczalnie chorych. Osiem lat później, mając już spore doświadczenie w pomaganiu innym, wstąpił do Zakonu Szpitalnego św. Jana Bożego, czyli do popularnych bonifratrów. I tam też, wszystko to czego się samodzielnie przez ten czas nauczył, wydało najpiękniejsze owoce. Nasz patron został przełożonym szpitalnej wspólnoty zakonnej i mistrzem nowicjatu; był także fundatorem i zarządcą szpitala, reprezentując go w urzędach. Jednak przede wszystkim niezmiennie pomagał chorym, samemu prowadząc życie bardzo ubogie. Wielokrotnie widziano go, jak chodził ulicami Jerez w poszukiwaniu potrzebujących pomocy, a następnie na własnych plecach zanosił ich do szpitala. Skąd brał na to siły? Z codziennej porannej Eucharystii. Zmarł 3 czerwca 1600 roku, tak jak i żył – na posterunku. Zabrała go dżuma, gdy niósł ulgę zarażonym. Jak nazywał się ten Wielki Grzesznik? Prosto – Jan Grande, święty Jan Grande.