Wyobraźcie sobie państwo, że oto do waszej rodzinnej posiadłości wpadają siepacze i pozbawiają życia waszych bliskich. Wyobraźcie sobie jeszcze, że czynią to za cichym przyzwoleniem samego papieża, bo jeden z morderców jest jego bratankiem. I na koniec wyobraźcie sobie, że wy sami i wasi bliscy byliście od najwcześniejszych lat wiernymi dziećmi Kościoła. Co wtedy robicie?
Wyobraźcie sobie państwo, że oto do waszej rodzinnej posiadłości wpadają siepacze i pozbawiają życia waszych bliskich. Wyobraźcie sobie jeszcze, że czynią to za cichym przyzwoleniem samego papieża, bo jeden z morderców jest jego bratankiem. I na koniec wyobraźcie sobie, że wy sami i wasi bliscy byliście od najwcześniejszych lat wiernymi dziećmi Kościoła. Co wtedy robicie? Co przychodzi wam do głowy? Krwawa zemsta? Apostazja? A może przebaczenie? Jeżeli wybraliście państwo tę ostatnią opcję jesteście na dobrej drodze, drodze do nieba. Takiej samej jaką poszła dzisiejsza patronka. Ale bądźmy jednak uczciwi, zanim była w stanie wybaczyć zbrodniarzom i w pewnym sensie także Kościołowi, wcześniej przez całe lata zaprawiała się w umartwieniu. Bo zrezygnować z ziemskiej sprawiedliwości na rzecz Bożej, potrafi tylko ten, kto wziął w karby - jak pisze o tym św. Paweł - ziemskiego człowieka. A ona wzięła. Była córką księcia Varano, była świetnie wykształcona i miała perspektywy na dobre, dostatnie życie. Tymczasem w wieku 10 lat, bardziej niż swoim majątkiem przejęła się tym, co w czasie kazania powiedział pewien franciszkanin. A powiedział o miłości Chrystusa do nas, miłości tak wielkiej, że nie wystraszyła się cierpienia krzyża. Powiedział też o tym, że owa miłość jest przez ludzi odrzucona i to jest prawdziwa tragedia. Nawet jeżeli nasza patronka słyszała te słowa już nie jeden raz, to tego konkretnego dnia trafiły jej prosto do serca. Skąd o tym wiemy? Bo od tego dnia to dziecko zaczęło podejmować w każdy piątek jakieś szczególne umartwienie z uwagi na cierpienia Jezusa. Praktyka ta, trwająca nieprzerwanie przez 13 lat, odmieniła jej serce tak bardzo, że w wieku 23 lat ta młoda kobieta z rodzinnego domu, zamiast na ślubny kobierzec, udała się prosto do klasztoru klarysek. Surowy zakon, tak jak surowe stało się życie tej książęcej córki, by jak mawiała oddać Bogu "miłość za miłość, zadośćuczynienie za zadośćuczynienie, krew za Krew, śmierć za śmierć". Przy tak radykalnie stawianej sprawie rodzice mogli dla niej zrobić tylko jedno – ufundować klasztor w rodzinnym Camerino, gdzie przeniosła się wraz z siedmioma towarzyszkami. Jednak życie w Camerino nie należało do łatwych, szczególnie od momentu, gdy jej bliscy zginęli z ręki papieskiego bratanka. Przez taką bowiem ranę, do jej serca miały przystęp i cierpienie, i oschłość, i wewnętrzne osamotnienie. Zniosła jednak to wszystko dzielnie, bo jak powiedzieliśmy już na wstępie, od dziecka hartowała swojego ducha. Zmarła mając 66 lat, 31 maja 1524 roku w czasie epidemii. Kto taki? Święta Kamila Baptysta Varano.