18 kwietnia 1909 roku w bazylice św. Piotra w Rzymie papież, św. Pius X, dokonał uroczystej beatyfikacji dzisiejszej patronki. W bulli beatyfikacyjnej nazwał jej życie wprost: "jednym cudem". I doprawdy trudno się z tą opinią nie zgodzić.
18 kwietnia 1909 roku w bazylice św. Piotra w Rzymie papież, św. Pius X, dokonał uroczystej beatyfikacji dzisiejszej patronki. W bulli beatyfikacyjnej nazwał jej życie wprost: "jednym cudem". I doprawdy trudno się z tą opinią nie zgodzić. Ba, można zaryzykować tezę, że owo określenie jest nawet zbyt oszczędne, w stosunku do tego, co się właściwie wydarzyło. A co się wydarzyło? Jeden wielki cud. Oto w roku 1411 lub 1412 przychodzi na świat w Lotaryngii w rodzinie ubogich wieśniaków dziewczynka. Nie zostaje posłana do szkoły - bo i za co? - nie potrafi pisać i czytać. Jednak, gdy kończy 13 rok życia, doświadcza czegoś niezwykłego. Zaczyna słyszeć "nadprzyrodzone głosy", ma też wizje, w których pojawiają się św. Michał Archanioł, św. Katarzyna męczennica i św. Małgorzata męczennica. Po co ją nawiedzają? Czy nasza patronka jest wyjątkowo religijna lub pragnie zostać zakonnicą? Nie. Jest natomiast na pewno nadzwyczaj wyczulona na ludzką krzywdę, a tej w XV-wiecznej Francji nie brakuje. Kraj okupują Anglicy, a cierpią przede wszystkim ci, którzy nic nie znaczą w społecznej hierarchii, czyli mieszkańcy wsi. Gdy bohaterka naszej dzisiejszej historii osiąga wiek 17 lat decyduje się pójść za nakazami, które otrzymuje w wizjach. I tu zaczyna się coś niesłychanego – idzie do swojego wuja i oznajmia mu, że jest wolą Bożą, by to ona właśnie stanęła na czele narodu i wyzwoliła Francję. A wuj zamiast ją wyśmiać, przyjmuje jej słowa na wiarę i udaje się z nią do komendanta pobliskiego garnizonu. Dowódca – co zrozumiałe - nie chce słyszeć o tym pomyśle, ale okoliczni mieszkańcy kupują dziewczynie męską zbroję, oręż i konia. Pod presją ludzi komendant pozwala jej w końcu razem ze swoim oddziałem udać się na dwór księcia Karola VII, który wówczas przebywał akurat w okolicy. I co się dzieje dalej? Otóż książę oczywiście poddaje w wątpliwość całą tę gadaninę o Bożej Woli i namaszczonej na wyzwolicielkę Francji wieśniaczce. Ponieważ jednak wieśniaczka rozpoznaje go pomimo przebrania i prorokuje mu objęcie tronu, przyszły władca zarządza badanie prawdziwości objawień, których doświadcza owa dziewczyna. Zebrana komisja duchownych orzeka, że nie ma tutaj mowy o żadnej herezji. Jest za to tragiczna sytuacja na froncie. Tragiczna tak bardzo, że w akcie desperacji, 18-letnia wizjonerka dostaje nową zbroję, sztandar z wezwaniem "Jezus i Maryja" i pozwolenie, by z kilkutysięcznym oddziałem wojska ruszyć wprost na ostatnią obleganą właśnie przez nieprzyjaciela twierdzę - Orlean. I tak oto w maju 1429 roku dochodzi do bitwy o miasto, bitwy w czasie której nasza bohaterska dziewczyna z szaleńczą brawurą zagrzewa swoich rodaków do walki. Czyni to tak skutecznie, że choć trudno w to uwierzyć, ale Anglicy w zaledwie jeden tydzień opuszczają całą dolinę Loary, dziewczyna w zbroi staje się narodową bohaterką, a książę Karol VII koronuje się na króla Francji. Cudowny sukces? Tak, ale zakończony męczeńską śmiercią dzisiejszej patronki. Pojmana w czasie jednej z potyczek, trafia w ręce Anglików, którzy wytaczają jej proces o czary i palą na stosie 30 maja 1431 roku. Umiera mając 20 lat, ale jest odtąd na ustach wszystkich. Kto taki? Święta Joanna d'Arc, Dziewica Orleańska.