Kiedy przyszło pocztą mailową to ostatnie Słowo Biskupów do wiernych do odczytania z ambon w minioną niedzielę przeczytałem je prawie jednym tchem i przyznam, że bardzo mi ulżyło.
Wyraźnie bowiem, jak chyba nigdy dotąd, ja przynajmniej nie pamiętam, czuć było w tym Liście ciepło głosu bardziej pasterzy niż chłodne stwierdzenia hierarchów. Wielu z nas obejrzało film „Tylko nie mów nikomu”. Ten dokument, to przede wszystkim wstrząsające relacje dorosłych dziś osób, wykorzystywanych w dzieciństwie przez duchownych. Zawiera on także przykłady braku wrażliwości, grzechu zaniedbania i niedowierzania osobom skrzywdzonym, co w konsekwencji chroniło sprawców. (…) Dziękujemy wszystkim, którzy mieli odwagę opowiedzieć o swoim cierpieniu – napisali biskupi. A to ostanie zdanie jest szczególnej wagi i znaczenia.
I przypomniał mi się mój tekst sprzed 6 lat opublikowany w Dzienniku Zachodnim. Napisałem wtedy tak: Ostatnimi tygodniami przetaczają się przez media, jak fale tsunami (…) doniesienia o pedofilii w Kościele, a może precyzyjniej (…) wśród księży. Przyznam, że kiedy (…) słucham opisów (…) zdarzeń, to włos mi się jeży na głowie. I prawdę mówiąc, ten rodzaj zachowań seksualnych wydawał mi się tak nieprawdopodobny, że aż niemożliwy. Aż wstyd się przyznać, prawie na starość, do tak dalekiej naiwności. (…) To, że pedofilia jest (…) krzywdą, barbarzyństwem niewyobrażalnym jest poza wszelkim sporem (…) i nie ma tu żadnego usprawiedliwienia. (…) Ten rodzaj barbarzyństwa, choćby tylko pojedynczego, musi napotkać na stanowczy i zdecydowany odpór i to ze wszystkich stron i środowisk. (..) Jestem za pełną i uczciwą informacją o każdym, podkreślam, o każdym przypadku pedofilii, niezależnie od tego, kim ów barbarzyńca by nie był i jakiej funkcji społecznej by nie pełnił.
Jakże prawdziwie i bardzo uczciwie po tych ledwie kilku latach brzmią te słowa: Przyznajemy, że jako pasterze Kościoła nie uczyniliśmy wszystkiego, aby zapobiec krzywdom. Nie sposób więc nie zapytać teraz, czy naprawdę musiały zostać nakręcone „Kler” i „Tylko nie mów nikomu”, żebyśmy nareszcie przejrzeli i łuski pospadały nam z oczu?
Moi bliscy mówią mi czasem nie ma nic z niczego, a jeśli tak, to pewno nie potrzebne byłyby te filmowe i po filmowe trzęsienia, gdybyśmy tylko bardziej cenili sobie i szanowali kapłaństwo niż siebie samych w kapłaństwie.
Ale mówią też, że wszystko jest po coś. Więc po co to wszystko? Jak dla mnie, to cena, jaką przychodzi nam, duchowieństwu zapłacić za wewnątrz hierarchiczną propagandę sukcesu rodem ze środkowego Gierka. Wychowani, uśpieni, samozadowoleni. Pełne kościoły, pełne seminaria, za sobą i nad sobą, zawsze w odwodzie nasz, polski i święty papież. Czy coś nam może grozić? Jakaś laicyzacja, zeświecczenie, kryzys wiary i religijności? Na dodatek z tym po romantycznym mesjańskim powołaniem w duszy. To my przecież, przedmurze chrześcijaństwa, mesjasz Europy.
A może po prostu czas spokornieć i nareszcie dać się odklerykalizować?
Usłyszeliśmy też w tym słowie biskupów, że nie ma słów, aby wyrazić nasz wstyd z powodu skandali seksualnych z udziałem duchownych. Są one powodem wielkiego zgorszenia i domagają się całkowitego potępienia, a także wyciągnięcia surowych konsekwencji wobec przestępców oraz wobec osób skrywających takie czyny.
Prawdą jest że nasza, duchowieństwa wiarygodność została poważnie zakwestionowana, a zaufanie podważone, i nie ma się co obrażać. I pewno dlatego, czemu też nie ma się co dziwić, z takim niedowierzaniem odbierane są zapewnienia wyciągania surowych konsekwencji wobec sprawców i ich ukrywających. Stąd więc głosy, nawet żądania powołania specjalnej poza kościelnej komisji. Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej, mam sporo wątpliwości. Komisje tak naprawdę to nie wiele wyjaśniają i nie wiele rozwiązują. Zwykle, jak kulą u nogi, obciążone są doraźną politycznością z nieustanymi podejrzeniami i zarzutami o brak bezstronności. Z tą byłoby pewnie byłoby podobnie, no i z większą szkodą niż pożytkiem dla ofiar i sprawy
Być może zabrzmi to strasznie patetycznie, ale przypomniało mi się teraz zdanie Pana Jezusa z przypowieści o słudze wiernym i niewiernym, którą zanotował św. Łukasz. Brzmi tak: Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. A jeśli tak, to może czas, żeby sprawcy tych przestępców i skrywający takie czyny bez czekania na zawiadomienia, dochodzenia i odwoływania sami zrezygnowali ze swojej posługi?
Czy to możliwe? Wydaje się, że absolutnie nie. Ale chyba tylko tak możliwe by było ograniczenie nadmiernych emocji i uproszczeń, które fałszują rzeczywistość. A tego potrzeba wszystkim bez wyjątku, a najbardziej chyba zewnętrznym komentatorom spraw i to tak z jednej, jak i z drugiej strony.
W komentarzu do filmu „Tylko nie mów nikomu” Adam Michnik powiedział, czym mnie zresztą zaskoczył, że Kościół nie jedno ma imię. To prawda. Ma imiona, których się wstydzimy, ale ma też imię ks. Kaczkowskiego, Siostry Chmielewskiej i zdecydowanej większości kapłanów, którzy wierni Ewangelii gorliwie i ofiarnie służą Bogu i ludziom, a dobro, które dokonuje się w Kościele przez ich posługę, przesłaniają nam grzechy konkretnych osób, co niby jest oczywiste, ale dobrze, że i w tym liście zostało to wyraźnie przypomniane.