Dużo dyskutuje się dzisiaj o Europie. Sporo debatuje się dzisiaj o Unii Europejskiej, polityczno-ekonomicznej strukturze, którą przybrał ostatnimi czasy Stary Kontynent.
Europa i Unia Europejska. W rzeczywistości, choć przecież nie jest tak, że są to dokładnie te same tematy i problemy, to trudno zaprzeczyć, że mocno są dzisiaj ze sobą powiązane. Dla Iwana Karstewa bułgarskiego politologa, wykładowcy w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu, Europa i Unia Europejska zdają się wręcz tym samym. W swojej książce [zatytułowanej] „Co po Europie?” zajmuje się właściwie tylko jej obecnym kształtem, to jest Unią Europejską. A właściwie tym, że kształt ten będzie się zmieniał, więcej – że kształt ten będzie musiał się zmienić. 30 lat temu wizja Europy była dla krajów, które wyszły spod panowania komunistycznej utopii, ostoją normalności, a kierunek na Zachód miał stać się naturalną do tej normalności drogą. Otóż ta wytęskniona Europa, a raczej jej wyidealizowany obraz, legł po czasie w gruzach. Transformacja rozpoczęta wschodnioeuropejską „jesienią ludów” w roku 1989 opierała się, ba, miała się opierać na naśladownictwie Zachodu. Zdaniem Karstewa to właśnie strategia naśladownictwa przechodzi głęboki kryzys – kryzys zresztą wydawałoby się w perspektywie socjologicznej wcale nietrudny do przewidzenia. Oto po pokoleniu entuzjastów otworzenia się na Zachód, dochodzi do głosu kolejne pokolenie wschodnich Europejczyków, pokolenie dla którego Europa nie jest już „ziemią obiecaną”, wielką wspaniałą obietnicą życia wreszcie w „normalnym” świecie, ale zastaną rzeczywistością, ze swoimi własnymi problemami, których na pewno nie ubywa, a nawet (vide kryzys migracyjny), zdaje się przybywać. I jeszcze doskwierająca po latach pewna forma podrzędności, którą przy wszystkich duserach – streścić można w reprymendzie udzielonej kiedyś Polsce przez prezydenta Francji Jacquesa Chiraca, że Polacy powinni wykorzystać swą europejską szansę i trzymać gęby na kłódkę. Otóż takie pouczenia spokojniej przełykali Polacy wchodzący do Europy po 89 roku, teraz całkiem sporej rzeszy staje się znacznie trudniejsza do przyjęcia. Ba, dla wielu staje się wręcz nie do przyjęcia. Karstew porównuje to z odruchem drugiego pokolenia imigrantów w Europie – a ja dodałbym: zwłaszcza trzeciego pokolenia imigrantów. Zmieniają się zatem trzy elementy: Europa, do której „normalności” dążono, tym samym – zmienia się wizja Zachodu, który nigdy nie był taki jak sobie naiwnie wyobrażano, ale teraz coraz bardziej zdaje się od tych wyobrażeń odstawać. I zmieniają się – osobowościowo, ale także pokoleniowo ci, którzy mieli (i marzyli o tym by), ów Zachód imitować. Powiada Karstew: „Wyobraźmy sobie konserwatywnego Polaka: w 1985 roku marzył o zachodniej Europie i mówił: My, Europejczycy ze wschodu powinniśmy żyć >>normalnie<<. Z jego perspektywy, >>normalność<< oznaczała choćby to, że szanuje się Kościół. Ale potem okazało się, że Zachód, który on starał się naśladować, podchodzi do Kościoła sceptycznie, a to kompletne zaprzeczenie >>normalności<<, jaką sobie wyobrażał. W przedziwny sposób Europa Wschodnia stała się ofiarą niemalże schizofrenicznego wyobrażenia >>normalności<<. Dlatego pytanie brzmi, jaką utopię można znaleźć obecnie?” Tyle Karstew. Otóż – wbrew obawom wykładającego w Wiedniu bułgarskiego politologa - zdaje się, że nie cierpimy obecnie na deficyt utopii. Tyle, że nie widzimy w nich utopii. Czy taką utopią nie okaże się – na przykład – mulitukturalizm? Wreszcie - problem nie polega na braku utopii, bowiem – jak zauważył profesor Leszek Kołakowski - „Lewica wydziela z siebie utopię, tak jak trzustka insulinę”. Utopia. Słowo „utopia” pochodzi od greckiego „topos” – (czyli miejsce). Zaś poprzedzająca to słowo litera „u” mogła pochodzić już to od greckiego „eu”, już to od greckiego „ou”. Tyle, że w pierwszym przypadku mielibyśmy do czynienia z eutopią (czyli – dobrym miejscem), w drugim – outopią (miejscem którego nie ma). Utopia bywała, oczywiście, jednym i drugim. Zachód, Europa wytworzyły wiele wyobrażeń utopii – jedna z nich – komunistyczna położyła pół Europy pod but sowieckiego totalitaryzmu na ponad pół wieku. Od politologii przejdźmy teraz do literatury – z jej profetycznym zacięciem. Oto francuski pisarz Michel Houellebecq z okazji przyznania mu nagrody im. Oswalda Spenglera powiedział: „Jeśli /…/ zastanawiam się obecnie nad sytuacją Zachodu, uwzględniając /…/ dwa kryteria, które ze względu na moje doświadczenia intelektualne uważam za fundamentalne, czyli demografię i religię, oczywiste jest, że dochodzę do takich samych wniosków jak Spengler: Zachód jest w stanie daleko posuniętego schyłku”. Oswald Spengler nagrodę imienia którego odbierał Michel Houellebecq zasłynął dziełem zatytułowanym „Zmierzch Zachodu”.