- To trudne – stworzyć miejsce dla Stwórcy. Bo ja staję się twórcą czegoś dla Stwórcy. To onieśmiela. Człowiek krępuje się niestosownymi poczynaniami,
Cały czas mam świadomość, że działam w przestrzeni pierwotnej, istniejącej od stworzenia świata. Od wieków właśnie z kontaktu z Bogiem brała się potrzeba budowania, malowania, myślenia. To, co nas pobudza, płynie z przynależności do Stwórcy, tego, który sam tworzy - tak przed laty mówił mi podczas ważnej dla mnie rozmowy pan Stanisław Niemczyk – wybitny architekt nazywany „polskim Gaudim”, twórca zwracających uwagę kościołów, między innymi Świętego Ducha w Tychach, Miłosierdzia Bożego w Krakowie, Jezusa Chrystusa w Czechowicach.
Jeszcze przed świętami Wielkiej Nocy miałam z nim zrobić wywiad, ale ciężka choroba przypuściła kolejny atak i nie udało się. Zmarł kilkanaście dni temu, 13 maja…
Był architektem wyjątkowym, bo nie tylko projektował, ale jak średniowieczni muratorzy wznosił mury świątyń. W czasie wznoszenia kościoła w Czechowicach-Dziedzicach bywał na budowie codziennie.
– Zwykle o 6 rano przed moją furtką stał proboszcz w klapeczkach budowlanych i jechaliśmy do pracy. On odprawiał Mszę, potem szykowaliśmy się do budowy, o 10 panie podawały kołocz i kawę... Ale na to trzeba było zapracować. Czechowice-Dziedzice to miejsce mojego urodzenia. Budowa świątyni wśród swoich i dla swoich wydawała się trudna, nie byłem tam osobą anonimową. Bardzo chciałem sprostać oczekiwaniom społeczności. Na początku ksiądz proboszcz wpadł na pomysł, żeby projekt świątyni zaprezentować w kościele po naukach rekolekcyjnych, osobno mężczyznom i osobno kobietom. Kiedy zapytałem go, dlaczego, odpowiedział, że jeżeli w rodzinie braknie przyzwolenia małżonki, praca mężczyzny będzie niepełna, tak jakby popełniał przewinienie. W efekcie na rozpoczęcie budowy przyszło 30 mężczyzn, a ich żony przygotowywały nam posiłki – opowiadał mi Stanisław Niemczyk.
Był nie tylko mistrzem w swoim zawodzie, ale i mistrzem życia, który potrafił się dzielić swoją mądrością. Nie raz ostrzegał, że dzisiejszy świat nastawiony na ogromną konsumpcję zatracił zdrowe proporcje – coraz bardziej przytłaczają nas śmieci, nasze śmietniki są wielkości piramid. Otaczają nas rzeczy byle jakie. - Przez bylejakość rozumiem, że dany przedmiot szybko staje się niepotrzebny – wyjaśniał mi. - Wcześniej każda rzecz była przekazywana innym, aż do zużycia. Nie trzeba było wytwarzać podobnej, nowej. Wytwórczość była pracochłonna, kosztowała. Zawsze przecież stali za nią ludzie, ich wysiłek. Jeśli my takich dobrze wytworzonych przedmiotów nie potrzebujemy, to jest to wśród marności świata jeszcze większa marność - mówił.
Pośród marności tego świata dzieła Stanisława Niemczyka ocalają wiarę w kunszt i wyobraźnię człowieka, które, mimo presji galopującej cywilizacji, ratują piękno.