To już wieloletnia tradycja. Na co dzień są przy terminalnie chorych w ich domach. Ale w jedno majowe popołudnie wolontariusze Hospicjum św. Kamila zmierzają do Świętoszówki, na ul. Słoneczną 58.
Anna i Benedykt Samolowie - lekarka i leśnik - są niemal od początku we wspólnocie domowego Hospicjum św. Kamila, pomagającej chorym od 1992 roku. Jako małżonkowie we wrześniu będą świętować 50. rocznicę ślubu. To właśnie ich dom w Świętoszówce przy ul. Słonecznej 58, ogród i znajdująca się tutaj kapliczka Matki Bożej Ratującej z figurą Maryi o niezwykłej historii są co roku miejscem spotkań wolontariuszy hospicyjnych.
Po raz kolejny wolontariusze spotkali się w malowniczym ogrodzie Anny i Benedykta w sobotę 25 maja. Najpierw przy grocie Matki Bożej, gdzie Mszę św. sprawował jeden z kapelanów hospicjum - ks. Edward Lasek, salwatorianin z parafii Najświętszej Maryi Panny w Bielsku-Białej (gdzie hospicjum ma swoją siedzibę), następnie na gościnie przy grillu, a na finał - na nabożeństwie majowym, które poprowadził drugi z kapelanów - ks. Andrzej Pacholik SDS.
Wśród uczestników spotkania nie zabrakło oczywiście doktor Anny Byrczek, inicjatorki i szefowej hospicjum, wolontariuszy z najdłuższym stażem, ale i młodych ludzi - tych, którzy do wspólnoty dołączyli niedawno. Wspólnemu biesiadowaniu towarzyszyli także członkowie zespołu regionalnego "Grodźczanie" i miejscowa poetka Renata Moczała, która zaprezentowała i dedykowała wolontariuszom kilka swoich wierszy.
- Hospicjum służy ciężko chorym w ich domach już od ponad 25 lat. Nasze majówki rozpoczęły się mniej więcej w tym samym czasie - mówi Benedykt Samol. - Skąd pomysł? Wolontariuszom - zarówno medycznym jak i niemedycznym, potrzebny jest relaks. Praca przy chorym jest bardzo wdzięczna, ale niestety też wyczerpująca - jak każda praca, której oddajemy się przez dłuższy czas. W związku z tym należy się taki odpoczynek po pracy. Nie wszyscy wytrzymują tę posługę od strony psychologicznej. Jesteśmy systematycznie szkoleni i przygotowywani do niej, ale kontakt z chorym, który jest bardzo ciężko chory, umierający, wywołuje mimo wszystko emocje. Są tak duże, że czasem trudno je opanować. Stąd też podjąłem taką myśl, ażeby dla wolontariuszy chociaż raz w roku zorganizować taki dzień, w którym będziemy się radować, w bezpośrednim kontakcie z przyrodą, z ludźmi, którzy są nam przyjaźni.
Pan Benedykt nie ma wątpliwości: - Bo ubogaceniu się dobrem i pięknem, które nam Bóg daje, możemy nim emanować, wracając do chorego. Ten chory też inaczej reaguje, kiedy nie widzi, że się martwimy, że jesteśmy zmęczeni, ale jednak przychodzimy z uśmiechem, wypoczęci. To jest bardzo ważne. Odczuwamy, że zupełnie inna jest nasza relacja z chorym - on się lepiej czuje, a i my też.
Spotkanie u Samolów, jest zawsze jak… grillowe popołudnie z najbliższą rodziną. Gospodarze, ich dzieci i wnuki przygotowują potrawy, sałatki z plonów domowego ogródka, ale i każdy przynosi przygotowane przez siebie przysmaki sałatki, naleśniki, krokiety, słodkie wypieki.
- Naprawdę jesteśmy rodziną - rodziną hospicyjną - podkreślają Samolowie - A w rodzinie wszyscy powinni znać jeden drugiego, pomagać sobie, wspierać - zawsze. To nasze majowe ognisko organizujemy wszyscy dla wszystkich. Zapraszamy też gości, sponsorów, dalsze rodziny hospicyjne - tutaj może przyjść każdy, drzwi są otwarte.