Proszę pozwolić, że rozpocznę ten dzisiejszy felieton od przypomnienia dwóch słów. Ten krótki fragment janowej Ewangelii, czytany w kościołach minionej niedzieli kończą dwa zdania, w których Pan Jezus aż trzy razy powtarza dwa słowa: abyście się wzajemnie miłowali.
Więcej, traktuje je, czyni z nich przykazanie nowe, znak firmowy, rozpoznawczy, coś jak identyfikator: po tym poznają… I to nie samo to miłowanie jest tu kluczowe, bo przecież przypomniał z wyrzutem zresztą, że powiedziano kiedyś przodkom tak: będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela będziesz nienawidził.
Tu kluczowe, najważniejsze jest to dość niepozorne i nierzucające się w oczy, mało przyciągające naszą uwagę, albo i całkiem świadomie pomijane słówko wzajemnie. A wzajemnie to innymi słowy: jeden drugiego, jeden drugiemu, tak samo. I choćby tylko w kontekście tamtego jednego zdania przypomnianego przez Jezusa ta zasada wzajemności musiała być nowatorska, nawet rewolucyjna.
Tyle tylko, że to słówko w tej zasadzie, w tym przykazaniu jest przez nas niestety nieczytane, zupełnie niezauważane. Tak, tak, myśmy się zatrzymali, a może lepiej, prawdziwiej byłoby powiedzieć, cofnęli do tamtego z pretensją wypominanego: będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela będziesz nienawidził.
Bo przecież dziś to nie jeden drugiego, jeden drugiemu, tak samo, a przede wszystkim ja sam, mnie samemu i broń Boże nie równo, mnie więcej, lepiej, bardziej.
A przecież, jak chce Pan Jezus, cechą charakterystyczną, znakiem rozpoznawczym naszych relacji powinno być nie co innego, jak tylko wzajemność właśnie, a której, co widać na każdym już kroku, bardzo nam dziś brakuje, i za którą już chyba nawet tęsknimy. I o dziwo ona mogłaby nawet być powszechnością, gdyby tylko to po niej nas rozpoznawano.
Czemu tak nie jest? Odpowiedź zupełnie dobrze mogłaby być tylko jednosłowna: egoizm i jeszcze raz egoizm. Na pierwszym miejscu oczywiście ten etyczny, a to pogląd mówiący, że każdy powinien robić to, co leży w jego własnym interesie. To, co leży w jego interesie. Ta logika święci przecież dziś triumfy.
Ale byłaby to chyba zbyt banalna odpowiedź. Jeśli tak bardzo trapi nas dziś brak wzajemności w dobrym, to może też z tych powodów, o których pisze Chantal Delson w „Kamieniach węgielnych” Zacytuję: Czego chcemy w Europie? Gwarantowanego życia, bezpieczeństwa, drobiazgowej kalkulacji znanych i uznanych dóbr. Jest to całkowite przeciwieństwo nadziei, która polega na śmiałym oczekiwaniu nieznanej przyszłości i na zaufaniu do siebie, że zdołamy pokonać nieprzewidziane niebezpieczeństwa. Ponowoczesny postęp chce znać przyszłość. Chce matematycznego przyrostu nawet dóbr duchowych. Ale kiedy usiłuje się wszystko przewidzieć, nie ma nadziei, a jedynie ratunek. Przeciwieństwem nadziei nie jest rozpacz, lecz pewność. Człowiek ponowoczesny nie akceptuje niepewności, i to w żadnej dziedzinie, boi się ryzyka w codziennym życiu, w medycynie itd. W sprawie celów ostatecznych również chciałby mieć pewność. Dlatego woli uznawać nicość, która jest rodzajem najmniejszej gwarancji.
A jeśli tak, to chyba tylko ten etyczny właśnie egoizm potrafi nam przekonująco uzasadniać to nieustanne i stale podsycane dążenie do gwarantowanego życia, bezpieczeństwa, drobiazgowej kalkulacji znanych i uznanych dóbr.
Zdaje mi się też, że ten dzisiejszy lęk, nawet ucieczka przed wzajemnością dobra bierze się właśnie ze strachu przed nieznaną przyszłością i z braku zaufania do siebie. Nawet więcej, z tej powszechnej już pokusy, żeby wszystko przewidzieć.
To prawda, nie akceptujemy niepewności, i to w żadnej dziedzinie. I stąd też uciekamy przed wzajemnością dobra, bo wzajemność dobra jest i zawsze będzie ryzykiem. Jeśli więc we wszystkim i wszystkiego chcemy być pewni, to nie ma się co dziwić, że i na wzajemność dobra coraz mniej miejsca między nami.
I na koniec jeszcze jeden szczegół, niby drobiazg. To nowe przykazanie, jako znak rozpoznawczy na przyszłość zostawia Pan Jezus po wyjściu Judasza. Bez oglądania się na niego, na to co zrobi i jak się zachowa. Innymi słowy zasada wzajemności dobra obowiązuje bez oglądania się innych, na tamtych, czy ją stosują, czy też nie.
I znów, jeśli więc między nami wzajemności dobra jak na lekarstwo, to też i dlatego, że za bardzo, za często oglądamy się na innych, na tamtych. Nie dostałem, to i nie dam. A stąd już tylko krok do zamknięcia się, nawet zacietrzewienia. A o nie jakby coraz łatwiej między nami.
Dość świadomie wzajemność miłowania zastąpiłem dziś wzajemnością dobra, bo żeby dojść do wzajemności miłowania trzeba zacząć od przysłowiowego abecadła, od wzajemności dobra. A na nią z całą pewnością jeszcze nas stać.