Nigdy do końca nie wiadomo, co też w nas drzemie. Na pewno natomiast, kiedy to coś już się obudzi, potrafi zaskakiwać. I innych i nas samych.
Nigdy do końca nie wiadomo, co też w nas drzemie. Na pewno natomiast, kiedy to coś już się obudzi, potrafi zaskakiwać. I innych i nas samych. Ale bez obaw jest jedna pewna rzecz w tym całym zamieszaniu. Oto jeśli to, co się w nas obudzi, dojdzie do głosu nie pod naszym własnym imieniem tylko Bożym, będziemy na dobrej drodze. Drodze do nieba. Czego dowodem jest życie wspominanego dzisiaj świętego Bernardyna ze Sieny. Przez pierwsze 20 lat życia był pobożny na miarę pobożności późnego średniowiecza. Potem wstąpił do franciszkanów w Sienie i przez kolejne 12 lat w małym klasztorze pilnie studiował Pismo święte, teksty ojców Kościoła oraz dzieła teologiczne. A potem... potem otworzył usta i zaczął głosić Dobrą Nowinę. I stało się jasne, że ten człowiek właśnie obudził się z drzemki. Przełożeni błyskawicznie to docenili mianując go kaznodzieją na całą Italię. Bernardyn przemierzał więc Włochy, nawołując do pokuty i zmiany życia, czemu sam dawał wyraz. Według świadectw naocznych świadków na jego kazania garnęły się tak wielkie tłumy, że żaden kościół nie mógł ich pomieścić. Musiał głosić słowo Boże na placach. Kapłani wręcz omdlewali od długich godzin spowiadania, tysiącami rozdawano Komunię świętą. A Bernardyn nawracał, godził skłócone małżeństwa, wzbudzał powołania kapłańskie i zakonne. Ale nic by z tego nie wyszło, a nawet gdyby wyszło, to szybko by o tym zapomniano, gdyby czynił to wszystko pod swoim imieniem. Tymczasem tym imieniem, które Bernardyn wyróżniał, a nawet nosił je stale wypisane barwnie na tabliczce, było imię Jezus. Każde swoje kazanie rozpoczynał od wezwania tego Imienia i raz za razem przerywał je, by wszyscy wspólnie Imię to adorowali. Ta jego żywiołowość i nabożeństwo do Imienia Jezus trzykrotnie ściągnęło na niego oskarżenia o herezję, a z drugiej strony - tak dla równowagi - aż trzy propozycje objęcia biskupiej stolicy. Św. Bernardyn ze Sieny wymówił się jednak od nich dzielnie i zamiast odnowienia jakiejś konkretnej diecezji, aż do swojej śmierci w 1444 roku, zajmował się odnawianiem ducha zakonu franciszkanów. Czy wiecie państwo jak nazywa się jego duchowych synów, którzy przyjęli zaproponowaną reformę zakonnego życia? Obserwantami. Od obserwy, czyli surowej reguły, do której w imię Zbawiciela powrócili.