Gdyby kult młodości, któremu wszyscy dzisiaj ulegamy, panował w roku 523, nigdy byśmy nie poznali dzisiejszego patrona, św. Jana I, papieża.
Gdyby kult młodości, któremu wszyscy dzisiaj ulegamy, panował w roku 523, nigdy byśmy nie poznali dzisiejszego patrona, św. Jana I, papieża. Nie poznalibyśmy, bo nikt nie wpadłby na to, by następcą św. Piotra wybrać kapłana podeszłego w latach i schorowanego. A gdyby nie został wybrany, nie naraziłby się nigdy Teodorykowi Wielkiemu, królowi Ostrogotów, i nie umarłby męczeńsko. Oczywiście w VI wieku, w Europie Zachodniej, Kościół nie był już prześladowany tak jak dawniej, ale papież nie mógł sprawować swojej funkcji bez protekcji ze strony świeckich władców. Albo tych aktualnie rządzących na Półwyspie Apenińskim, albo wschodniego cesarza zasiadającego na tronie w Konstantynopolu. A jeżeli na tej linii iskrzyło, to Ojciec Święty stawał się automatycznie zakładnikiem w tym sporze. I tak właśnie było w przypadku św. Jana I. W chwili, gdy przyjmował godność biskupa Rzymu, napięcie między władcami wschodniego i zachodniego cesarstwa, a właściwie między cesarzem wschodnim i królem Gotów, było więcej niż wyczuwane. Cesarz wydał bowiem dekret, nakazujący arianom zwrot wszystkich kościołów katolikom i odstąpienie od herezji. Kłopot w tym, że akurat Goci - z królem Teodorykiem na czele - byli arianami i choć dekret nie obowiązywał na kontrolowanych przez nich ziemiach, to dotknął ich do żywego. W tej sytuacji nowy papież został wezwany przed oblicze króla i wysłany do Konstantynopola, by – jak to się dzisiaj mówi - lobbował za arianami. Św. Jan I od tego żądania władcy Gotów jednak się wykręcił, ale na dwór cesarski się udał. Oficjalnie po to, by interweniować u cesarza w sprawie zaprzestania prześladowań arian, ale ta wyprawa miała jeszcze inny cel. Była to bowiem pierwsza w dziejach podróż papieża do stolicy Bizancjum. Gdy św. Jan I przybył tam w końcu w październiku 525 roku, został przyjęty z wielkimi honorami. Na spotkanie wyszli mu mieszkańcy Konstantynopola, wprowadzono go do miasta z płonącymi świecami, a cesarz złożył przed nim pokłon. Papież pozostał tam aż do Wielkanocy, w czasie obchodów której, jego tron ustawiono wyżej niż patriarchy Konstantynopola i to z rąk św. Jana I cesarz przyjął tradycyjną koronę. Gdy więc nasz dzisiejszy patron wracał w kwietniu 526 roku do Wiecznego Miasta, śmiało mógł uznać, że prymat biskupa Rzymu został uznany w Bizancjum bez zastrzeżeń. Sporo zastrzeżeń natomiast do całego pobytu w Konstantynopolu miał król Teodoryk Wielki, który potraktował papieża jako zdrajcę interesu arian i uwięził w Rawennie, gdzie ten wkrótce zmarł. Czy wiecie państwo co jeszcze zawdzięczamy dzisiejszemu patronowi, oprócz obrony czystości wiary na przekór politycznym naciskom? Otóż św. Jan I wprowadził do kalendarza sposób liczenia czasu od narodzin Pana Jezusa, według obliczeń Dionizego Małego, mnicha syryjskiego.