Nie trzeba być szczególnie wrażliwym, aby widząc wielkie zło, odczuwać ból i współczucie wobec tych, których ono dotknęło.
W sytuacji, gdy ktoś podejmie wysiłek udokumentowania poważnego zła i pokaże je w skondensowanej formie, tego rodzaju reakcja wydaje się czymś naturalnym. Jeśli sprawcą zła jest człowiek, dochodzi zazwyczaj coś jeszcze - pojawia się gniew, oburzenie, żądanie ukarania tego, kto zło uczynił lub spowodował. To też jest czymś oczywistym i w pełni zrozumiałym. Jest jednak w takich sytuacjach niebezpieczeństwo, że nic z tego w dłuższej perspektywie nie wynika. Że pierwsze emocje przemijają, biegnące życie przynosi nowe tematy i stopniowo zderzenie ze złem odchodzi do przeszłości.
Wiedzą o tym ci, którzy popełniają zło lub którzy są za nie w jakiś sposób odpowiedzialni. Także ci, którzy mogli wcześniej na nie zareagować, zmierzyć się z nim, naprawić, zapobiec, nie dopuścić do jego nasilania lub powtórki. Mając tę wiedzę, nastawiają się na przeczekanie, przetrwanie, aż sprawa zniknie z oczu, przykryta kolejnymi, innymi przejawami zła, których przecież w tym świecie nie brakuje. Tak się to zwykle odbywa. Kto chce ponownie ukryć ujawnione zło, pokłada nadzieję w tym, że za chwilę pojawi się nowe, może większe, bardziej przykuwające uwagę. Czasami, usiłując odwrócić od siebie uwagę, sam krzyczy, pokazuje i nagłaśnia inne łajdactwo, niegodziwość, draństwo. Jest coś przerażającego w tym, że sprawcy zła, gdy zostanie ujawnione, dostrzeżone, zazwyczaj starają się je schować za innym złem lub za pozorami dobra. I niejednokrotnie im się to udaje. Po jakimś czasie mogą odetchnąć i poczuć się bezpiecznie.
A co z tymi, którzy spotkali się z popełnionym przez nich złem nie jako bezpośrednio nim dotknięci, lecz jako współcierpiący i współodczuwający, ale jednak tylko obserwatorzy? Czy muszą ponieść porażkę? Co z ich gniewem, oczekiwaniem sprawiedliwości, naprawienia krzywd, ukojenia bólu tych, którzy zła doświadczyli? Czy to wszystko też bezowocnie przemija?
Nie powinno. Jednak trzeba uważać, aby nie ulec pojawiającej się w takich momentach pokusie bezsilności. Zło i jego sprawcy, próbują przekonać wszystkich dokoła, że są silniejsi i zawsze wygrywają. Że mają dość mocy, sił i środków, aby przeczekać, przetrwać i ostatecznie postawić na swoim. Że i tak wygrają tę konfrontację, tak, jak się to już wielokrotnie zdarzało w historii.
To nieprawda. Zło nie triumfuje w ostatecznym rozliczeniu. Nie musi triumfować również na krótką metę. Trzeba jednak wytrwałości i konsekwencji w sprzeciwie wobec niego, żądaniu naprawy i sprawiedliwości wobec sprawców zła. Jeśli tego nie zabraknie, jeśli nie zabraknie zwykłej ludzkiej wrażliwości na krzywdę, ból, upartego współczucia dla dotkniętych złem, ono nie wygra. Choćby wydawało się bardzo silne i sprytnie, wysoko umocowane.