Lubicie państwo bajki? Bo ta historia, przynajmniej do połowy brzmi jak bajka, a właściwie baśń i to w tej wersji, która przypadła by do gustu braciom Grimm.
Lubicie państwo bajki? Bo ta historia, przynajmniej do połowy brzmi jak bajka, a właściwie baśń i to w tej wersji, która przypadła by do gustu braciom Grimm. Mamy więc małą dziewczynkę, która przychodzi na świat w roku 1247 w Toskanii. Ma oboje rodziców, nie cierpi biedy, jest szczęśliwa. Jednak w wieku 7 lat umiera jej mama, a w domu w niedługim czasie pojawia się macocha. Oczywiście zła i manipulująca tatą naszej dzisiejszej patronki. Skąd bierze się złość tej kobiety? Z urody swojej pasierbicy, która przypomina swoją zmarłą mamę. Konflikt przybiera na sile z każdym rokiem – w końcu, gdy dziewczę liczy sobie 16 lat, w jej rodzinnej miejscowości pojawia się bogaty młodzieniec z pobliskiego majątku w Montepulciano. Zachwycony urodą bohaterki naszej 'baśni-niebaśni' zabiera ją natychmiast z domu na swój zamek. A tam oboje żyją długo i szczęśliwie. Ale zaraz, czy ta historia nie miała być w duchu braci Grimm? Zatem jakie szczęście i długie życie razem? To raczej konkubinat. Ona i on mieszkają razem, bez ślubu, za to z dzieckiem. Stać ich na to by nie przejmować się tym, co ludzie mówią, ponieważ on jest bogaty z domu, a ona w jego ramionach znajduje namiastkę utraconej miłości rodzicielskiej. I ten układ trwa. Trwa dokładnie 9 lat aż do pewnej nocy, gdy on nie wraca do zamku. Po kilku dniach, jego ciało odgrzebuje w pobliskim lesie pies. I tak oto pan z Montepulciano, życiowy partner dzisiejszej świętej, zostaje ofiarą zbójeckiej napaści. A co wtedy dzieje się z nią samą? Jako konkubina nie ma żadnych praw: musi oddać wszystko, co otrzymała od swego kochanka i opuścić zamek razem z dzieckiem. W pierwszym odruchu wraca do rodzinnego domu, ale tam ani ojciec, ani macocha nie chcą jej widzieć. Niczym biblijna Hagar, postanawia więc usiąść w jakimś odludnym miejscu i umrzeć. Tu kończy się jednak owa narracja niczym z baśni braci Grimm, bo do sprawy włącza się Bóg. W zrodzonej z rozpaczy modlitwie, daje on bowiem dzisiejszej patronce dar mądrości. Co to znaczy? W jednej chwili dostrzega ona całe swoje życie ze wszystkimi wyborami, których dokonała. Widzi w tym wszystkim - jak na dłoni - winę swoją, ale też i innych. Jednak przede wszystkim widzi nadzieję na zmianę, na nawrócenie. Rusza więc w drogę do Cortony, by prosić o przyjęcie do III Zakonu św. Franciszka. Jednak bracia zakonni wcale nie przyjmują jej z otwartymi rękami – jest według nich „za młoda, za piękna” i z dzieckiem. To jednak już jej nie zniechęca – siłę czerpie bowiem odtąd z doświadczenia daru Bożej mądrości. Zostaje w Cortonie, posługuje w tamtejszym przytułku, prowadzi życie pokutne. Mijają lata. Jej syn dorasta i odkrywa w sobie powołanie do zakonu, a ona sama otrzymuje w końcu habit tercjarski, stając się "Magdaleną zakonu franciszkańskiego". Dla naprawienia zgorszenia, jakie czyniła przykładem swojego życia wcześniej, żyje odtąd modlitwą tak głęboką, że Bóg obdarza ją darem ekstaz i proroctw. Jej sława wykracza poza granice Włoch – do Francji i Hiszpanii, skąd pielgrzymują do niej ludzie. Sam Dante Alighieri, autor „Boskiej komedii”, odwiedza ją w klasztorze w Cortonie. Umiera w 1297 roku, mając 50 lat. Kto taki? Święta Małgorzata z Cortony, do której pasują słowa, wypowiedziane przez Chrystusa do jawnogrzesznicy: "Odpuszczone są jej liczne grzechy, bo wielce umiłowała".