Jakiś czas temu poświęciłem nieco uwagi książce „Homo Deus” Yuvala Noah Harariego. Dziś zwrócę uwagę na parę myśli z innej jego książki o takim trochę nauczycielskim tytule „21 lekcji na XXI wiek”. Rzecz jasna z wieloma poglądami Autora, czy wręcz tezami postawionymi w obu książkach z gruntu się nie zgadzam, ale są też i takie, nad którymi trudno się nie zastanawiać.
Więcej, w wielu diagnozach ma rację, a to że są napisane wprost może być czasem jak przecieranie oczu ze zdumienia, że przecież tak to właśnie jest.
Wpadł mi w oko fragment zatytułowany: Kłamstwo zawsze będzie prawdą. Pisze autor tak: Joseph Goebbels, maestro nazistowskiej propagandy i być może najznakomitszy w epoce nowożytnej specjalista od mediów, podobno w taki oto zwięzły sposób wyjaśnił swą metodę: „Kłamstwo powiedziane raz pozostaje kłamstwem, ale kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. W „Mein Kampf” Hitler pisał z kolei: „skuteczna propaganda musi się ograniczać do niewielu punktów, które z kolei muszą być lansowane w formie sloganów tak długo, aż każdy zrozumie, co przez ten slogan chce się powiedzieć.” Czy którykolwiek ze współczesnych handlarzy fake newsów potrafi to przebić? - pyta Harari. I nie jest to wcale pytanie tylko retoryczne.
Nasze czasy różnie bywają nazywane i różne mają imiona, Jednym z nich jest właśnie fake news. I czujemy się i to wcale nie bezpodstawnie coraz bardziej osaczeni fake newsami, a przez to bezradni. Więcej, przez te fake newsową powszechność już się do nich tak przyzwyczailiśmy, że stały się normą. A Harari radzi, żeby zamiast przyjmować fake newsy jako normę powinniśmy uznać, że są one dużo trudniejszym problemem, niż na ogół zakładamy i powinniśmy jeszcze usilniej starać się odróżniać rzeczywistość od fikcji.
Tylko jak to zrobić? I Autor „21 lekcji na XXI wiek” podpowiada jeden ze sposobów jak wydostać się z pralki do mózgów – jak to nazywa. Otóż opisze tak: jeśli chcesz niezawodnej informacji – zapłać za nią. Jeśli twoje informacje są darmowe, może być tak, że w rzeczywistości to ciebie ktoś sprzedaje. Obecnie dominującym modelem na rynku wiadomości jest zasada „ekscytujące wiadomości nic cię nie kosztują – płacisz tylko swoją uwagą”. Wiadomości są darmowe, więc otrzymujesz produkt niskiej jakości. Co gorsza, sam nieświadomie stajesz się produktem. Najpierw sensacyjne nagłówki przykuwają twoją uwagę, a następnie jest ona sprzedawana reklamodawcom czy politykom.
W pierwszym odruchu się oburzyłem, no nie, i za co to jeszcze miałbym płacić? Po chwili jednak pomyślałem spokojniej, bo jest w tym, co by nie rzec, dość prowokacyjnym pomyśle sporo racji. Bo to prawda, za te ekscytujące, coraz bardziej prowokujące nas wiadomości z różnych zresztą przestrzeni życia płacimy tylko swoją uwagą. A w konsekwencji własnym czasem i emocjami. I to, że wiadomości, jakie otrzymujemy są coraz niższej jakości, to też prawda. Nigdy jednak ich niskiej jakości nie wiązałem z ich darmowością. Najmocniej zabrzmiało mi jednak to zdanie: sensacyjne nagłówki przykuwają twoją uwagę, a następnie jest ona sprzedawana reklamodawcom czy politykom. I jeśli się tak dobrze nad tym zastanowić, to trudno się z tym nie zgodzić. A jeśli tak, to może warto, dla własnego dobra, zadbać o własną uwagę.
A według Wikipedii uwaga, to określenie wielu procesów poznawczych odpowiedzialnych za utrzymanie w stanie gotowości do wyodrębnianie istotnych elementów z pola percepcyjnego (np. wzrokowego, słuchowego) i tłumienie elementów nieistotnych; zdolność zaangażowania się w analizę danego bodźca i umiejętność oderwania się od jednego bodźca i skupienie się na innym.
Może więc warto przyjrzeć się własnej uwadze. Bo chyba coraz trudniej wyodrębniać nam te naprawdę istotne elementy z pola wzroku i słuchu? Nie bardzo już też umiemy osłabiać, studzić elementy nieistotne. Stąd też coraz częściej nasza uwaga jest rozproszona i rozkojarzona. I nie ma się co dziwić.
Psychologia ogólna mówi, że uwaga to mechanizmem redukcji nadmiaru informacji. Mam takie wrażenie, że ten mechanizm mamy poważnie już rozregulowany. Chyba już czas na jego gruntowną naprawę.
Wrócę jeszcze do Harariego. Pisze tak: O wiele lepszym modelem dla rynku wiadomości byłaby zasada „za wartościowe wiadomości musisz zapłacić, ale nie nadużywają one twojej uwagi”. W dzisiejszym świecie informacja i uwaga to decydujący kapitał. To szaleństwo: oddawać za darmo własną uwagą, a w zamian dostawać tylko informacje niskiej jakości. Jeśli jesteś gotów płacić za wysokiej jakości żywność, ubrania i samochody – dlaczego nie jesteś gotów płacić za wysokiej jakości informacje?
To, że informacja jest dziś kluczowym kapitałem. O tym wiedziałem. Ale, że jest nim też uwaga, tego nie wiedziałem, nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Może to jeszcze nie czas na rozwiązania proponowane przez Harariego, ale z całą pewnością warto zdać sobie sprawę, że moja uwaga jest moim kapitałem. A trwonienie jej, to daleko idąca lekkomyślność.
I przyszło mi teraz głowy takie hasło: im mniej dbałości o uwagę, tym większe rozkojarzenie. A jeśli tak, to czas najwyższy cenić sobie i dbać o własną uwagę.