Biskup Saad Sirop Hanna przeżył 28-dniowe porwanie przez ekstremistów muzułmańskich. Wspomnienia opisał w książce wydanej przez Edycję św. Pawła.
Bicie przedłużało się w nieskończoność i było jednym z najgorszych, jakich doświadczyłem. Nie tylko dlatego, że siła uderzeń kumulowała się, a każde z nich otwierało rany, które dopiero co zaczynały się goić, ale ze względu na zaciekłość, z jaką je wymierzano. Kiedy padało ostatnie smagnięcie, leżałem już nieruchomo na podłodze, a moim ciałem wstrząsały jedynie spadające na nie kable - wspomina bp Saad Sirop Hanna. Dziś jest wizytatorem apostolskim dla katolików chaldejskich w Europie, biskupem pomocniczym patriarchy chaldejskiego w Bagdadzie i profesorem w Instytucie Historii Średniowiecznej na Uniwersytecie Notre Dame. Ale wydarzenia sprzed 13 lat czasem jeszcze przychodzą do niego w snach.
Został porwany przez muzułmańskich ekstremistów 15 sierpnia 2006 r. Opisał swoje przeżycia w książce wydanej nakładem Edycji Świętego Pawła. „Porwany w Iraku” to zapis 28-dniowej gehenny, w trakcie której torturami, pod groźbą utraty życia zmuszano go do wyparcia się Chrystusa. Nie wyrzekł się jednak wiary. Swoim oprawcom na słowa: „będziesz muzułmaninem”, odpowiadał: ikraha fid deen - wersem z Koranu, który mówi, że nikogo nie można zmusić czy zobowiązać do zostania muzułmaninem, że w religii nie ma przymusu.
- Kierując się nauczaniem Chrystusa, nie postrzegam ludzi jako „dobrych” i „złych”, ale widzę raczej „dobro” lub „zło” ich uczynków - tłumaczy. Choć był gotowy na śmierć, wierzył, że Bóg zechce go ocalić.
Historia jego porwania sprzed kościoła jako żywo przypomina historię ks. Jerzego Popiełuszki. Wielokrotnie krępowany, wrzucany do bagażnika, odpowiadał swoim oprawcom, że nie wyprze się Chrystusa. A ci bili go bez litości.
- Skulony, ze skutymi rękoma i opaską na oczach czułem uderzenia, ale nie wiedziałem, skąd i kiedy nadejdą. Skuliwszy się w kłębek w kącie, przed każdym ciosem osłaniałem się rękami uniesionymi nad głową, gdy tymczasem oni nie przestawali pytać i wymierzać ciosy. Uderzenie za uderzeniem, z każdym z nich przeszywał mnie ból podobny do rażenia prądem. Kije były sztywne i pamiętam, że miałem nadzieję, że w pewnym momencie połamią się pod wpływem siły uderzenia - wspomina.
Jako religioznawca dogłębnie studiował Koran, a na jego kartach napisano, że nikogo nie wolno zmuszać ani nakłaniać groźbą do przejścia na islam, ponieważ groźba ta podważa prawdziwość złożonej deklaracji, czyniąc ją nieważną.
- Gdy będę wolny, mogę się zastanowić nad tym, czy chcę zostać muzułmaninem. Wówczas moja wiara będzie prawdziwa, ale teraz, tutaj, nie ma takiej możliwości, a ja nie zrobię tego, ponieważ podobnie jak ty kocham moją religię i tak jak ty w nią wierzę. Ty nie zostałbyś chrześcijaninem, a ja nie zostanę muzułmaninem - mówił prosto w oczy bandytom, którzy go bili do nieprzytomności. - Ci sunnici mogli należeć do Al-Kaidy, wyznawców jednej z gałęzi islamu sunnickiego, znanej jako wahhabizm. Celem owego ruchu, którego nazwa wywodzi się po prostu od imienia Muhamada ibn Abd al-Wahhaba, jest przywrócenie pierwotnych zasad islamu - mówi.
Bp Saad Sirop Hanna urodził się w Iraku w 1972 r. Zanim trafił do seminarium w Bagdadzie, został inżynierem aeronautyki. Po święceniach kontynuował studia na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i w 2008 r. obronił doktorat z filozofii.
"Wiara w obliczu trudności nie więdnie, a raczej rozkwita, pozwala widzieć wszystko wyraźniej. Pewność miłości Bożej wzywa nas do tego, by dostrzegać miłość w sobie nawzajem, by nie dzielić ludzi na wierzących i niewierzących, by nie stawiać jednej religii ponad drugą, a raczej dostrzegać fakt, że niektórzy ludzie potrafią znaleźć w religii uzasadnienie okrucieństwa, podczas gdy inni znajdują w niej uzasadnienie budowania jedności” - pisze w książce "Porwany w Iraku”. "Zachowałem zimną krew podczas kilku sytuacji próby, kiedy śmierć wydawała się najbardziej realistycznym zakończeniem mojej wierności wierze, a jednak bałem się każdej kolejnej próby i tego, kim się wtedy okażę. Wówczas postrzegałem to jako wyzwanie i dopiero później byłem w stanie spojrzeć na to całościowo. Czułem, że jedynym znakiem, jaki otrzymam, będzie moja śmierć albo przetrwanie. Moja wiara nie zapewniała mnie, że zostanę ocalony, lecz że Bóg będzie przy mnie bez względu na zakończenie. A przygotowując się na możliwość, że zakończy się to śmiercią, modliłem się o to, abym dobrowolnie ją przyjął. Jeśli moje uprowadzenie miało zakończyć się śmiercią, a zakładałem, że tak się stanie, byłbym na to gotowy" - dodaje.