Wdowa po górniku, który zginął na kopalni Zofiówka w ogromnym wstrząsie sprzed roku, odsłoniła tablicę ku czci ofiar górniczych wypadków.
Tablicę odsłoniła pani Barbara, wdowa po Michale Trusiewiczu - 38-letnim górniku, który zginął wskutek ogromnego wstrząsu pod Jastrzębiem-Zdrojem 5 maja 2018 roku. Tamten wstrząs sprzed roku zabił pięciu pracowników ruchu Zofiówka kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie.
Tablica zawisła w cechowni jastrzębskiej Zofiówki. Upamiętnia wszystkie ofiary wypadków górniczych, do jakich doszło w ciągu 50 lat istnienia kopalni. W tych wypadkach zginęło 68 górników.
- Teraz, nawet gdyby ludzie zapomnieli, ta tablica będzie wołać, będzie krzyczeć. Nie ulegnie zapomnieniu pamięć o górnikach, którym kopalnia zabrała życie - mówił przed poświęceniem tablicy ks. prał. Bernard Czernecki, duszpasterz jastrzębskich górników.
Powiedział też, że ilekroć będziemy przechodzić obok tej tablicy, będziemy patrzeć też na "krajobraz naszego życia, naszej śmierci i naszej wieczności".
Ksiądz Czernecki wspominał dramatyczne chwile sprzed roku, gdy cały Śląsk płakał i modlił się w czasie akcji ratowniczej na Zofiówce. - Byliśmy z górnikami Jastrzębskiej Spółki Węglowej i rodzinami, które straciły najbliższych. Modliliśmy się, żeby potrafili unieść to, co ich spotkało - powiedział.
O wspomnienia sprzed roku reporter Radia eM pytał obecnych na uroczystości górników - pracowników kopalni Zofiówka. Marcin Iciek /Radio eMOgromny wstrząs 5 maja 2018 r. zabił pięciu górników Zofiówki, pracujących 900 metrów pod ziemią. Czterech wyszło z zagrożonego rejonu samodzielnie; do kolejnych dwóch jeszcze tego samego dnia dotarli ratownicy. Ocalenie tych dwóch górników prezes JSW Daniel Ozon w czasie odsłonięcia tablicy nazwał "cudem".
Tamten wstrząs spowodował w wyrobisku 900 metrów pod ziemią gwałtowne wybrzuszenie się spągu, czyli podłoża. W chodniku, który pierwotnie miał 420 cm wysokości, pozostało tylko 70, a chwilami zaledwie 40 cm prześwitu. W dodatku ten prześwit był wypełniony pogiętym żelastwem.
Wstrząs spowodował ogromny wyrzut metanu, który wyparł tlen. Stężenie metanu osiągało miejscami aż 62 procent.
W takich warunkach dwóch ocalonych górników przeszło, wspierając się wzajemnie, ponad pół kilometra, zanim zabrakło im tlenu w aparatach ucieczkowych. A później doczekali przyjścia ratowników przy rozszczelnionym lutniociągu, którym docierało do nich odrobina świeżego powietrza.
Słuchaj także: