Przez osiem dni Kościół bez przerwy będzie powtarzał tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał, bo cud Zmartwychwstania po prostu nie mieści się tak w głowie jak i w jednym dniu.
Stąd też nazwa oktawa. Samo to słowo pochodzi z greckiego i znaczy osiem. Te dni traktowane są jak jedno święto, dlatego w oktawie Wielkanocnej nie obowiązuje też piątkowy post. Początki tej oktawy sięgają III wieku. Wtedy to podczas Wigilii Paschalnej udzielano chrztu. Ci nowo ochrzczeni otrzymywali od gminy chrześcijańskiej białe szaty, w których chodzili przez cały ten czas. Stąd nazywano oktawę Białym Tygodniem, a niedzielę ją kończącą Białą Niedzielą. Tego dnia neofici, ubrani w te białe szaty szli w procesji do kościoła św. Pankracego w Rzymie, by uczestniczyć we Mszy św., po której zdejmowali te chrzcielne szaty i wracali do swoich codziennych obowiązków.
My już wczoraj wróciliśmy do naszych codziennych obowiązków, co nie znaczy, że mamy też teraz raz dwa zostawić za sobą wielkanocność. Myślę sobie, że kto jak kto, ale to my właśnie powinniśmy, a może nawet mamy obowiązek tę radość w sobie po pielęgnować. Bo jak mówi Clarissa Pinkola Estés: radość jest krwią życia. A im więcej będzie w nas tej krwi, tym będziemy zdrowsi, nie tylko na duchu, na ciele też.
Pozwolą Państwo, że jednak cofnę się teraz do Wielkiego Poniedziałku i do mrożących krew w żyłach informacji i relacji sprzed płonącej Notre Dame.
Jeden ze stałych czytelników moich felietonów podesłał mi link do tekstu ks. Andrzeja Draguły, jaki ukazał się w „Więzi”. Przeczytałem go jednym tchem, tym bardziej, że podpisuje się pod nim oburącz. I pomyślałem, że to dobra okazja, żebym przywołał kilka myśli, mocnych myśli ks. Draguły.
O gotyku pisze tak: Dla wielu katedra gotycka, zwłaszcza ta francuska, jest wręcz kwintesencją chrześcijaństwa, a przynajmniej kulturowego i cywilizacyjnego ładu, jakim była średniowieczna christianitas, a gotyk – najdoskonalszym materialnym wyrazem ducha unoszącego się ku Bogu. Niejeden widział we wznoszących się ku górze wieżach ręce złożone do modlitwy.
A z „Pokusy istnienia” cytuje, co na pisał Emil Cioran o współczesnych katedrach: „wytraciwszy impet, który wznosił ku górze ich masę, karleją i rozpłaszczają się; nawet ich wieże, w danych czasach bezczelnie celujące w niebo, uległy sile grawitacji i naśladują pokorę naszego znużenia. […] Nie będzie już nic gotyckiego – ani w materii, ani w nas”. Trudno nie przyznać racji.
Ale jeszcze mocniej brzmią zacytowane słowa Giorgio Agambena wygłoszone 10 lat temu właśnie w Notre Dame na wykładzie „Kościół i królestwo”. Powiedział wtedy, że przed Kościołem stoi poważne niebezpieczeństwo, którym jest zbytnie zadomowienie się na tym świecie. Że Kościół zamienił sposób swego bytowania z paroikein – „być obcym” na katoikein – „mieszkać”. Że świat przestał nam być obczyzną, a stał się ojczyzną, wbrew słowom autora Listu do Hebrajczyków, który mówił, że „nie mamy tu miasta trwałego” (Hbr 13, 14). Czytając te zdania sam przed sobą rumieniłem się ze wstydu, bo ta diagnoza, nie łudźmy się, nie tyczy się wcale tylko francuskiego kościoła, ale całego europejskiego kościoła nie wyłączając naszego, polskiego. Świat przestał nam być obczyzną, a stał się ojczyzną.
Przywołuje też ks. Andrzej Augustynowe kazanie o upadku Rzymu, który na wieść o zniszczeniu Wiecznego Miasta mówił: „Oto za chrześcijańskich czasów ginie Rzym. Czy rzeczywiście ginie Rzym, jeśli nie giną Rzymianie? Bo czymże jest Rzym, jeśli nie są nim Rzymianie? (…) Może przyszedł już czas, żeby to zdanie powiedzieć i rozumieć tak: „Bo czymże jest Kościół, jeśli nie jesteśmy nim my ochrzczeni, i ci hierarchiczni i ci nie hierarchiczni”. I dalej: To, co jeden człowiek zbudował, inny zniszczył. […] Dzieła człowieka popadają w ruinę, gdy będzie to wolą Boga, dzieła Boga podobnie – ulęgną zniszczeniu, gdy Mu się to spodoba. Jeśli więc dzieła człowieka nie upadają bez woli Bożej, jakżeby dzieło Boga mogło ocaleć dzięki woli człowieka? (…) Taka jest prawda o naszym życiu. To, co zbudowane, zostanie zburzone. A katedry płonęły i płonąć będą. Czasami zostają odbudowywane, czasami świadczą, jako ruina o dawnej i świetnej przeszłości. Ta zapewne zostanie odbudowana nie tylko siłami Francuzów. (…) Prezydent Republiki Francuskiej Emmanuel Macron zapowiedział odbudowanie katedry. Jak wiadomo, wszystkie budowle sakralne zbudowane przed 1905 rokiem należą we Francji do państwa. Tak, państwo odbuduje monument, postawi mury, przykryje dach, wzniesie wysoko kościelną iglicę, przywróci symbol – jak chcą niektórzy – odchodzącej cywilizacji. Ducha tej katedry będzie musiał jednak wskrzesić Kościół. Żadne państwo tego nigdy nie zrobi za wspólnotę wierzących. I tę duchową odbudowę trzeba zacząć natychmiast.
I te dwa ostatnie zdania potraktowałbym bardzo poważnie i to nie tylko w odniesieniu do francuzów, ale i do nas samych. Ducha (…) musi jednak wskrzesić Kościół. Żadne państwo tego nigdy nie zrobi za wspólnotę wierzących.
Prawda, jedni robili sobie selfie z pożarem w tle. (…) trudno o takie tło, unikat. Inni na kolanach śpiewali różaniec. Jest nadzieja we wspólnocie wiary.
I tak trochę tym sprowokowany wszystkim, którym tylko mogłem i jak tylko mogłem wysłałem takie życzenia: obyśmy częściej odrywali wzrok od ziemi wznosząc oczy ku górze za Zmartwychwstałym. A wtedy łatwiej będzie nam zachować właściwy dystans między obczyzną a ojczyzną świata.