Przed kościołem akademickim św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu święcono pokarmy tak szczodrze, że kropidło nie wytrzymało.
W Wielką Sobotę tradycyjnie do kościoła nieśliśmy w koszyczkach pisanki, chleb, kiełbasę, sól, baranka z ciasta lub cukru...
Na długich stołach przed warszawskimi świątyniami ustawione pięknie ozdobione koszyczki z wiktuałami kropili wodą święconą kapłani i diakoni, odmawiając przedtem stosowne modlitwy. Zapraszali przy tym do tego, co w tym dniu jest najważniejsze: towarzyszenia w chwili ciszy Chrystusowi złożonemu w grobie.
Szybko zapełniały się koszyczkami stoły ustawione przed bazyliką archikatedralną, kościołem Świętego Ducha i kościołem akademickim św. Anny. Przy tym ostatnim zrobiło się bardzo wesoło, kiedy pokarmy święcono z takim zaangażowaniem, że aż rozpadło się kropidło. Jego część poleciała wysoko w górę, w stronę operatora telewizyjnej kamery, który relacjonował wielkosobotnie obrzędy.
Święceniu pokarmów przyglądali się też obcokrajowcy spacerujący Traktem Królewskim.Błogosławieństwo pokarmów, zwane powszechnie święconką lub święconym, ma długą tradycję. W Polsce jest znane co najmniej od XIV wieku. Początki tego zwyczaju na świecie sięgają nawet ósmego stulecia. Początkowo święcono tylko baranka zrobionego z chleba lub ciasta, jako symbol Chrystusa. Dopiero potem dołączano inne potrawy: ser, masło, ryby, olej, pokarmy mięsne, ciasto i wino. Na końcu święcony kosz został uzupełniony jajkiem i innymi potrawami.
Dawniej w zamożnych mazowieckich domach święcenie odbywało się w domach. To ksiądz objeżdżał domostwa i błogosławił pokarmy. Święconki były bowiem tak duże, że ich transport do kościoła byłby trudny. Gospodynie w jednej izbie składały do poświecenia połówki świniaków, pęta kiełbas, chleby, wypieki... Czyli wszystko, co w wielkanocny poranek miało znaleźć się na stole. Obecne święconki są raczej symboliczne.