Ks. Kamil Iwanowski, pracujący we Francji, pisze na gorąco o reakcjach Francuzów na pożar katedry Notre Dame.
Ksiądz Kamil jest kapłanem diecezji legnickiej pracującym w Polskiej Misji Katolickiej we Francji. Dokładnie miejscem jego pracy jest miejscowość Rennes, około
- Pierwsze informacje o pożarze przyszły, gdy spotkałem się z polskimi przyjaciółmi. Zaraz potem dostałem SMS-a od szwagra, Francuza: „Wielka katastrofa! Płonie katedra Notre Dame”. Po chwili zaczęły spływać dalsze wiadomości od znajomych. Mój proboszcz na znak solidarności kazał bić w dzwony - mówi ks. Kamil.
Jak opisuje kapłan, dla wielu Francuzów paryska katedra Notre Dame to symbol wiary, kultury, historii, dziedzictwa narodowego. To miejsce jest wpisane w ich życie i ma większe znaczenie dla historii tego kraju niż pałac w Wersalu, katedra w Reims, bazylika Saint-Denis czy Łuk Triumfalny. Można wspomnieć, że katedra Notre Dame w Paryżu to najczęściej chyba odwiedzany kościół w Europie (14 milionów pielgrzymów rocznie). Przetrwał on wieki, wojny i rewolucje. To 850 lat historii.
- Dla porównania powiem, że my w Polsce dopiero co świętowaliśmy 1050. rocznicę przyjęcia chrztu świętego przez Mieszka I! Więc słowa tragedia, katastrofa, rozgoryczenie, żal, smutek są na miejscu, chociaż one same w sobie są niczym - tak trudno opisać to, co dzieje się w sercach wielu Francuzów. Ta katastrofa bardzo wstrząsnęła ludźmi. Bez względu na to, czy są wierzący, czy też nie. To ważna uwaga, bo społeczeństwo francuskie jest bardzo podzielone. Mój kolega, proboszcz spod Paryża, ma na terenie swojej parafii aż 35 różnych narodowości! Jedno jest pewne - to wydarzenie zsolidaryzowało część społeczeństwa, a na pewno osoby wierzące. To ciekawe, że ten kraj - tak mocno zsekularyzowany i zdechrystianizowany - nagle poczuł, że jego serce ściska się na widok płonącego kościoła. "To NASZA Pani" - tweetowała rzeczniczka rządu Sibeth Ndiaye. Prawie wszystkie stacje telewizyjne, portale informacyjne nadawały na bieżąco relację z akcji ratowniczej. To nie jest takie oczywiste, bo Francja to państwo świeckie. Wiara w Boga była wypłukiwana z serc przez długie dziesięciolecia. Jedna osoba wspomniała mi nawet, że pewnie masoni się cieszą… - mówi ks. Kamil.
- Od rana miałem swoje obowiązki. Byłem w kilku miejscach i wszędzie toczyły się rozmowy: „Co się wydarzyło, co się udało uratować, co można zrobić na przyszłość..”. Pytań są dziesiątki. Wiele osób o tym dyskutuje. Dziś rano, kiedy jechałem samochodem, słyszałem świadectwo jednego młodego człowieka, a w tle słychać było piękny śpiew modlitwy: "Je vous salue Marie - Zdrowaś, Maryjo". Ludzie spontanicznie gromadzą się na modlitwie, bo czują, że stało się coś strasznego, a Jezus jest ich jedyną drogą, prawdą i życiem. Oczywi,ście jest to mała grupa osób, ale ważne jest to, że w ten sposób dają piękne świadectwo - opowiada legnicki kapłan.
- Niewątpliwie dla Francuzów rozpoczął się Wielki Tydzień. Myślę że są to niejako wielkie, narodowe rekolekcje. Jak je przeżyją, zależy w dużej mierze od nich samych, ale również od francuskich biskupów. Na pewno to wydarzenie ich solidaryzuje, niezależnie od tego, po jakiej stronie politycznej ktoś się znajduje. Wielki Tydzień się rozpoczął. Niezależnie od tego, co się stało lub stanie, zawsze na końcu jest Życie i Zmartwychwstanie - przypomina ks. Kamil.