Co o dzisiejszym patronie napisał jego przełożony w zakonie cystersów? Za mało święty, zbyt roztargniony i jako zakonnik niepewny. Efektem takiej opinii było wydalenie go ze wspólnoty.
Co o dzisiejszym patronie napisał jego przełożony w zakonie cystersów? Za mało święty, zbyt roztargniony i jako zakonnik niepewny. Efektem takiej opinii było wydalenie go ze wspólnoty. Dla młodego, ledwie 22 letniego chłopaka z Amettes we Francji, to powinien być koniec świata. Przecież przez całe wcześniejsze sześć lat usilnie starał się zostać zakonnikiem. Najpierw zamierzał wstąpić do kartuzów i nie zraził się ani pierwszą, ani drugą, ani nawet trzecią odmowną decyzją. Potem byli trapiści i historia się powtórzyła. Kiedy więc wreszcie, w roku 1769, cystersi przyjęli go do nowicjatu, miał już pewność, że wszystko jest na jak najlepszej drodze do zrealizowania powołania. Bo dzisiejszy patron od dziecka czuł, że jego powołaniem jest służba Bogu na wyłączność. Tymczasem, choć – jak to się mówi : już był w ogródku, już witał się z gąską - jedna opinia przekreśliła wszystko. Za mało święty, zbyt roztargniony i do tego niepewny. Kto zaufa takiemu materiałowi na zakonnika? Ponieważ jednak człowiek o którym mowa, był młody i uparty, dlatego bez dalszej zwłoki ruszył przed siebie, wybierając tym razem za cel swojej wędrówki III Zakon św. Franciszka w Asyżu. Zanim jednak tam dotarł, Pan Bóg postanowił osobiście zagospodarować taki zapał. Jak? Kiedy nasz patron zatrzymał się na chwilę w Piemoncie, w mieście Chieri, kiedy napisał i wysłał pożegnalny list do rodziny, kiedy ukląkł do modlitwy, wtedy usłyszał głos : "Twoim powołaniem jest cały świat. Klasztorem twoim ulice i drogi. Masz być pielgrzymem Bożym". Jak państwo myślicie, co zrobił nasz młody święty na takie dictum? Tak, następnego dnia pozbył się wszystkiego, co miał, i w jednej szacie, z workiem na plecach udał się w dalszą drogę. Wziął ze sobą tylko Nowy Testament, brewiarz, który odmawiał codziennie, i książkę Tomasza à Kempis "O naśladowaniu Chrystusa". Na piersi nosił krzyż, w ręku miał różaniec, spał pod gołym niebem, jadł, co mu ofiarowano. Gdzie szedł? Od sanktuarium do sanktuarium, by w ten sposób odpokutować za winy swoje i świata. Znano go we Włoszech, Francji, Hiszpanii, Szwajcarii i w Niemczech. Swoją pielgrzymią tułaczkę skończył w Rzymie, gdzie zamieszkał w ruinach Koloseum. Rzymianom zapisał się w pamięci jako człowiek pełen dobroci, miłości i modlitwy.
Musiał być znany, bo gdy w Wielką Środę, 16 kwietnia 1783 roku, znaleziono go na schodach jednego z rzymskich kościołów do cna wyczerpanego, to zaraz znalazła się dla niego komórka, w której jeszcze tego samego dnia mógł odejść w swoją ostatnią wędrówkę – do nieba po nagrodę. Umierając liczył sobie zaledwie 35 lat. Kto taki? Św. Benedykt Józef Labre, radykalny wyznawca Chrystusa.