Znajomy, któremu od czasu do czasu podrzucam linki do wiadomości na temat bardzo konkretnej sfery rzeczywistości, zaskoczył mnie swoją reakcją na kolejną dostarczoną mu informację. „Przysłałbyś coś dobrego” - napisał.
Przejrzałem zapis naszej komunikacji z ostatnich tygodni. Faktycznie. Podsyłałem mu niemal wyłącznie odnośniki do materiałów poświęconych temu, co złe w interesującej go dziedzinie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zacząłem więc intensywnie szukać dobrych wiadomości z interesującej nas obydwu dziedzinie. Okazało się, że znalezienie ich wcale nie jest takie proste. Doniesień pokazujących to, co złe, niewłaściwe, szkodliwe, błędne jest pod dostatkiem. Informacji o tym, co dobre, sensowne, pozytywne, wartościowe - prawie wcale. A jeśli już są, to jest z nimi problem, o którym za chwilę.
Wydawać by się mogło, że jesteśmy, jako ludzie, bardziej nastawieni na informacje o tym, co złe, niż o tym, co dobre. Przecież media od dawna funkcjonują w myśl zasady „Zła wiadomość to świetna wiadomość”. Nie od dziś pokazują więcej zła niż dobra, a przecież starają się dostarczać przede wszystkim takie treści, jakich poszukują odbiorcy. Można by na tej podstawie wyciągnąć wniosek, że skoro prasa, radio, telewizja i internet pełne są doniesień o tym, co złe, to znaczy, że takie jest zapotrzebowanie. Gdzie więc tkwi haczyk?
Haczyk tkwi na przykład w fakcie, że media nie tylko odpowiadają na zapotrzebowanie, ale je również kształtują. Drugi haczyk polega na tym, że zło wydaje się ciekawsze i jest łatwiejsze w pokazywaniu, zwłaszcza takim, które nastawione jest na wywoływanie emocji, a nie refleksji. Aby spowodować silne podniecenie, strach, przerażenie, a nawet wzruszenie, łatwiej jest posłużyć się odwołaniem do zła, niż do dobra. To wymaga znacznie mniejszego wysiłku i niejednokrotnie mniejszych pieniędzy. Profesjonalne pokazywanie dobra jest o wiele trudniejsze i bardziej kosztowne.
Jest z dobrymi wiadomościami jeszcze jeden problem. Zawsze znajdą się ludzie, dla których okażą się one łakomym kąskiem, tacy, którzy prezentowane dobro zechcą przypisać tylko i wyłącznie sobie. W takich sytuacjach informowanie błyskawicznie zamienia się w propagandę, czyli „celowe działanie zmierzające do ukształtowania określonych poglądów i zachowań zbiorowości ludzkiej lub jednostki” (Wikipedia).
W czasach PRL istniała szeroko rozbudowana „propaganda sukcesu”, której celem pozornie było pokazywanie dobra, a w rzeczywistości służyła do maskowania i ukrywania panoszącego się zła.
Nie ma wątpliwości, że jest w nas tęsknota za dobrymi wiadomościami. Mój znajomy nie jest tu wyjątkiem. Potrzebujemy ich do normalnego funkcjonowania, aby nie dać się przytłoczyć złu. Co więcej, mamy do nich prawo. Media powinny o tym pamiętać.