Mam nadzieję, że nauczyciele walczący o podwyżki nie zapomną, by podjąć walkę o utrzymanie swojego autorytetu.
Zadzwoniłem w ostatnich dniach do mojego serdecznego przyjaciela, będącego nauczycielem historii i WOS-u. Wyznał mi, że nie bierze udziału w strajku. Zaznaczył, że wystarcza mu „do pierwszego”. Chciałby oczywiście zarabiać więcej, ale ma świadomość, iż w małej szkole, w której uczy, nieobecność kolejnego nauczyciela doprowadzić może do tragedii. Egzaminy ósmoklasisty oraz gimnazjalny z pewnością by się tam nie odbyły. Kolegę spotkał hejt. Tylko bowiem on i dwóch katechetów nie podpisało list strajkowych. Nie przestaję o nim myśleć w pierwszym dniu strajku, w którym tak wielu solidaryzuje się z nauczycielami, całkowicie pomijając konsekwencje, jakie mogą już niebawem nas oraz nasze dzieci spotkać.
Gdy kilka miesięcy temu część nauczycieli nagle zachorowało „w drodze strajkowego ostrzeżenia”, kilkakrotne wypowiedziałem się mocno krytycznie na ten temat. Możliwość strajku to elementarne prawo człowieka. Oszukiwanie nie należy już jednak do praw człowieka. Gdy obserwują je uczniowie, wówczas możemy dostrzec szybkie pikowanie nauczycielskiego autorytetu.
Strajk był zapowiadany od dawna, a więc mogliśmy się do niego „przyzwyczaić”. Jest on z całą pewnością uzasadniony. Pensja początkującego nauczyciela zapewne wystarczyłaby zaledwie na pokrycie obiadu np. obecnie wspierających belfrów polityków opozycji, niegdyś nagranych w pewnej warszawskiej restauracji. Ano właśnie - polityków.
Gdy wczoraj „Solidarność” zgodziła się na rządową propozycję, natychmiast zaznaczono, że jej reprezentant Ryszard Proksa był niegdyś kandydatem PiS w wyborach samorządowych. Niestety, całkowicie zapomniano, że Sławomir Broniarz wiele razy dał się sfotografować z obecną opozycją. Bezpartyjny charakter strajku jest zatem fikcją. Szef ZNP zaznacza, że protest popiera większość kadry pedagogicznej. Czy jednak osoby te mają świadomość konsekwencji?
Ocena etyczna czynu jest prosta. Badamy: intencje, działanie i skutek. Jak wspomniałem, nauczyciele mają pełne podstawy, by protestować. Ale czemu wybrano okres szczególnie newralgiczny? To oczywiste, że jest to element pokerowej strategii. Jej efektem może być jednak dramat nie tylko gimnazjalistów, ale również ósmoklasistów. Więcej, jeśli protest będzie rozciągnięty w czasie, fatalne skutki zaczną promieniować na maturzystów. Warto także wspomnieć o uczniach szkół specjalnych. Dla części z nich brak dostępu do lekcji, to w zasadzie długotrwałe zaprzestanie terapii, w której uczestniczą, przychodząc do szkoły.
Próżno szukać uzasadnienia dla przyjętej strategii działania w gronie szefów związków zawodowych. Znaleziono silną kartę przetargową, która teraz jest w grze. Jednocześnie cześć mediów zaczęła podśmiewywać się np. z posłów, którzy jako nauczyciele akademiccy chcą się zgłosić do komisji egzaminacyjnej. Czy jest w tym jednak coś złego? Czy nie jest to właśnie postawa nauczycieli, tych, którzy – jako pedagodzy – mają bezpiecznie prowadzić ucznia? A co, jeśli komisje egzaminacyjne nie powstaną? Zrzuca się obowiązek ich tworzenia na ministra edukacji, który wraz ze swoim resortem staje na głowie, by „ogarnąć sytuację”– używając uczniowskiego języka.
Wskazuje się, że protest jest powszechnie chwalony i wspierany. Podobno media społecznościowe w tym pomagają. Jest jednak także druga strona medalu. Każdy, kto ze strajku się wyłamie, natychmiast jest „banowany” i „hejtowany”, zupełnie bez pedagogicznej klasy. Warto tutaj pamiętać, że poparcie „na pstrym koniu jeździ”. Dzisiaj mnóstwo ludzi musiało iść na urlop, często kosztem tego wakacyjnego. To jeszcze nic. Co bowiem będzie, gdy media za kilka dni podadzą przykłady placówek, gdzie egzaminy się nie odbyły? Czy naprawdę wierzymy, że rodzice tych dzieci wszem i wobec powiedzą wówczas: „Popieramy nauczycieli!”?
Strajk nauczycieli na początku kwietnia pokazuje, że protest może być przeprowadzony zgodnie z prawem, a jednocześnie z naruszeniem elementarnych zasad etycznych. Obecna sytuacja uwiadamia jednak jeszcze coś więcej. Bo już niebawem dostrzeżemy, który ze strajkujących jest nie tylko nauczycielem walczącym o lepsze warunki pracy, ale również pedagogiem pamiętającym o swoim powołaniu.
Autor jest doktorem nauk społecznych, pedagogiem specjalnym, nauczycielem akademickim, pracuje jako ekspert Instytutu Ordo Iuris.