„Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu” – temu stwierdzeniu, zapożyczonemu z niezapomnianej komedii „Miś” Stanisława Barei, chciałbym dzisiaj nadać inne, dalekie od ironicznego, znaczenie.
Chciałbym przypomnieć pewien epizod z historii starożytnego Rzymu – przy czym nie idzie mi tyle o jego wykładnię podaną przez profesjonalnych historyków, ale przez scenarzystów popularnego przed laty serialu „Rzym”. Chodzi o sytuację z Id Marcowych 44 roku p.n.e., bezpośrednio po zamordowaniu Gajusza Juliusza Cezara. Historycy (Max Cary, Howard Hayes Scullard, „Dzieje Rzymu”, Warszawa 1992 s.554 i następne) przekonują, że choć „Tyranobójcy doskonale zaplanowali zabójstwo Cezara /…/ [to] nie pomyśleli, co ma stać się dalej”. No cóż, dla ścisłości, spiskowcy wyobrażali sobie co będzie dalej, po zabiciu Cezara, ale rzeczywistość ich zaskoczyła. Oto zamiast wybuchu entuzjazmu senatorów i ludu rzymskiego natrafili na obojętność, a może nawet wrogość tych, których chcieli spod tyrańskiej władzy Cezara wyzwolić. „Zbici z tropu lękając się o własną skórę, spiskowcy udali się na Kapitol pod eskortą gromady gladiatorów”. Jeśli przyjąć, że było tak właśnie, to nic dziwnego, że za rozsądny uznać należałoby wysunięty przez Cycerona i przyjęty przez senat wniosek o amnestii dla zabójców Cezara. Zwłaszcza, że jednocześnie przyjęto by propozycję stronnika Cezara, Marka Antoniusza m.in. w sprawie przedłożenia kurii zarządzenia Cezara co do obsadzenia stanowisk urzędowych. Uniknięto w ten sposób – twierdzą historycy - (dodajmy - przynajmniej do czasu) nowej wojny domowej. Według innego historyka to właśnie przekonanie spiskowców o tym, że jedyną przeszkodą w restauracji republiki jest osoba dyktatora, stało u podstaw decyzji jednego z ich przywódców, Brutusa, by nie zabijać Marka Antoniusza. „Uczestnicy spisku liczyli, że po usunięciu Cezara republika po prostu powróci, co okazało się pobożnym życzeniem. Wszyscy namiestnicy byli mianowani przez Cezara, a ponadto nominował on z kilkuletnim wyprzedzeniem konsulów. Tych i innych decyzji Cezara /…/ nie można było uchylić” (Christopher S. Mackay, „Starożytny Rzym” Warszawa 2009, s.217). Powtórzmy ostatnie zdanie: „Tych i innych decyzji Cezara /…/ nie można było uchylić”. Otóż scenarzyści serialu „Rzym” proponują spojrzenie na tę samą sytuację znacznie bardziej finezyjne. No właśnie – co z zachowaniem stanowisk spiskowców w świetle formalnego prawa? Zobaczmy. Posłuchajmy. Oto Antoniusz przychodzi negocjować z zabójcami Cezara, którego oni nazywają tyranem. Miał w sobie coś tyrańskiego – przyznaje łaskawie z uśmiechem Antoniusz. – Ale są ludzie, którzy dalej go kochają. Zresztą – mówi dalej Antoniusz - zaczekajmy do wyborów. – Jakich wyborów? – pytają zaskoczeni spiskowcy? – No cóż, skoro Cezar był tyranem, to jego akty i nominacje tracą ważność. Ja nie jestem już konsulem, Ty, Brutusie, pretorem, a Ty, Kasjuszu, prokonsulem – tłumaczył w filmie Antoniusz. I dodaje: Trzeba przeprowadzić wybory. – W istocie – zgodził się z tym najwybitniejszy prawnik starożytnego Rzymu, Cyceron, który stoi co prawda po stronie spiskowców, ale także po stronie prawa. – A z wyborami, różnie bywa - uśmiecha się Antoniusz. – Mówiłeś, że chcesz nam pomóc – przerywa mu Brutus i od tego momentu sprawa tyranobójców szybko zmierza ku przegranej. – Owszem – powiada Antoniusz – mogę zdobyć wam przychylność tych, którzy nienawidzili tyranii, choć kochali Cezara. – Po co miałbyś to robić? – dziwią się spiskowcy. Więc Antoniusz tłumaczy dalej. – By ktoś z nas wygrał, trzeba by przelać dużo krwi. A ja już nie chcę krwi, pragnę pokoju. Zatem – na początek amnestia. Cezar nie zostanie ogłoszony tyranem – a wy: mordercami. Wszystkie akty i testament Cezara pozostaną w mocy. Zachowamy urzędy. Jakby w Cezara uderzył piorun, jakby spotkała go naturalna śmierć. Damy pokaz jedności, ja i Ty Brutusie poprowadzimy ceremonie pogrzebową. Opłakując człowieka – spalimy tyrana. Tyle serial filmowy – spiskowcy pogodzili się w nim z Koniecznością, z Antoniuszem i, czuwającym nad wszystkim, prawem. Prawie niezauważalnie weszli na równię pochyłą, która zawiedzie ich parę lat później do klęski i śmierci pod Filippi (42 rok p.n.e.). Tak sobie myślę o kulturze prawnej starożytnego Rzymu, która wszak nie takie prawnicze przekręty widziała, tolerowała i – co najważniejsze - zatwierdzała. Czy spiskowcom naprawdę nie przyszło do głowy, by ogłosić, że chociaż Juliusz Cesar był tyranem, a więc jego akty i nominacje są w oczywisty sposób nieważne, to przecież wtedy (i tylko wtedy) kiedy mianował Brutusa i Kasjusza, to na ten jeden moment tyranem być przestał – więc ich akurat (ale tylko ich) nominacje są ważne, są ważne jak najbardziej. Byłoby to niemożliwe do przełknięcia dla rzymskiego ludu? Nie przesadzajmy. Wielu – i nie bez racji - i dzisiaj żywi bardzo mocne przekonanie, że prawo i społeczeństwo zniosą znacznie większą dawkę absurdów. Czy pamiętacie Państwo takie określenie jak „falandyzacja” prawa?