Niektórzy lubią poezję – to tytuł wiersza Wisławy Szymborskiej.
Pozwólcie Państwo, że zacytuję obszerny fragment „Niektórzy –/ czyli nie wszyscy./ Nawet nie większość ale mniejszość./ nie licząc szkół, gdzie się musi,/ i samych poetów,/ będzie tych osób chyba dwie na tysiąc./ Lubią –/ ale lubi się także rosół z makaronem,/ lubi się komplementy i kolor niebieski,/ lubi się stary szalik,/ lubi się stawiać na swoim,/ lubi się głaskać psa”. Otóż skłonny jestem przypuszczać, że mieszczę się w zbiorowości tych, którzy poezje lubią ale – bez przesady. Przy tym, tak sobie przynajmniej wyobrażam, od dawna pozostaję dość wyrafinowanym wielbicielem słowa wierszowanego. Moje wymagania nie zatrzymują się na poziomie poezji „takiej sobie”. Tę odrzucam, nadmiernie może lekką ręką, ale zawsze bez specjalnego żalu. Niekiedy jednak zdarzają się wiersze, które przeszywają mnie na wskroś. Wiersze, do których wiem, że będę do nich wracał, a ich fragmenty będą niepokoić moje myśli i pamięć. Mógłbym z takich wierszy sporządzić „antologię osobistą”. Znalazłyby się tam poezje różne i najróżniejsze – wiersze poetów uznanych za wybitnych, poetów znanych, poezje kilku moich przyjaciół i znajomych. I właśnie niedawno natrafiłem na wiersz, który w mojej niezłożonej do kupy osobistej antologii poezji znalazłby się niechybnie. To rzecz Konstandinosa Kawafisa [zatytułowana] „Stary człowiek”. Przytoczę go w całości. „W gwarnej kawiarni, przy bocznym stoliku,/ siedzi zgarbiony stary człowiek, sam:/ tylko gazetę ma za towarzystwo./ I w tej ponurej pustelni starości/ myśli, jak marnie wykorzystał czas,/ kiedy był silny,/ bystry i przystojny./ Teraz jest już za późno. Czuje to./ A przecież tamte lata zdają mu się,/ jakby minęły nie dalej, niż wczoraj./ I myśli o Rozwadze: jak go zwiodła,/ szepcząc do ucha bałamutne rady:/ >>Jutro, nie dzisiaj. Poczekaj, masz czas<<./ I znów rozpamiętuje owe wszystkie/ pragnienia i rozkosze niespełnione,/ a te kpią z jego nudnej przezorności./Aż od tych wspomnień i posępnych myśli/ głowa opada mu wolno na blat/ i tak półleżąc, śpi już stary człowiek”… Wspaniałe, prawie tak wspaniałe, jak najbardziej bodaj znany utwór Kawafisa, wiersz „Czekając na barbarzyńców”. Dodałbym jeszcze jeden utwór greckiego poety, zupełnie niedawno odkryty - dzięki poleceniu mojego uniwersyteckiego kolegi, profesora Marka Migalskiego - utwór [zatytułowanego] „Ze szkoły sławnego filozofa” (napisał mi Marek SMS-a z przymrużeniem oka – „Wiedziałem, że ci się spodoba”). Tak, Kawafis miał nam coś ważnego do powiedzenia i umiał napisać to w niezrównanym stylem. Wróćmy do wiersza „Stary człowiek”. Wiersz ten od razu skojarzył mi się z miniaturą Franza Kafki [zatytułowaną] „Przed prawem”. Jeśli w ogóle wypada streścić miniaturę, to zrobiłbym to tak… Przed prawem stoi strażnik, który zagradza wejście do prawa człowiekowi ze wsi. Na prośby tego ostatniego odpowiada, że na razie nie może mu pozwolić na wejście. Nie pozbawia go nadziei, powiada tylko, że teraz – nie. Brama do prawa stoi otworem, a strażnik nawet prowokuje wieśniaka do wejścia - mimo zakazu, jednocześnie grożąc straszliwymi konsekwencjami, gdyby ten przekroczył granicę i jednak do gmachu prawa wszedł. Człowiek ze wsi na różne sposoby prosi strażnika, by ten cofnął zakaz, by mógł on, wieśniak, do gmachu wejść legalnie. Posuwa się do przekupstwa. Strażnik prezenty przyjmuje – ale zakazu nie cofa. I tak upływa wieśniacze życie. Wreszcie, umierając – pod wrażeniem blasku, który bije bez przerwy z bramy prawa – wieśniak zadaje jedyne pytanie, którego jeszcze strażnikowi nie zadał. Strażnik jest, to prawda, zniecierpliwiony, ale słucha. I wieśniak zadaje swoje, być może ostatnie w życiu pytanie. „- Wszyscy przecież pragną prawa – powiada – jak więc to się dzieje, że przez te wszystkie lata nikt inny poza mną nie domagał się wejścia?” Odpowiedź strażnika ma okrutny wydźwięk: „- Tędy nie mógł przejść nikt inny oprócz ciebie, gdyż to wejście było przeznaczone tylko dla ciebie! Teraz odchodzę i zamykam je!”. Kurtyna. Taaak… Starość do różnych prowadzi przemyśleń. Pozwólcie jednak Państwo, że zakończę mniej dramatycznym akcentem. Wreszcie - starość niejedno ma imię. Oto przed jednym z meczy ligowych „Ruchu” Chorzów przeczytałem w katowickim „Sporcie” artykulik-wywiad z młodym piłkarzem [Maciej Grygierczyk, Krok od spełnienia marzeń, 23-24 marca 2019], który był od dziecka kibicem niebieskich z Chorzowa, ale zdecydował się na grę w katowickim „Rozwoju”. I otóż we wspomnianym artykuliku wspomina ów młody futbolista swoich idoli z czasów, kiedy chadzał na stadion przy ulicy Cichej jako kibic - padają nazwiska „Grażydasa Mikulenasa, Michała Pulkowskiego, a przede wszystkim Arkadiusza Piecha i Andrzeja Niedzielana. Dodam, że wszystko to piłkarze, którzy z „Ruchem związani byli bardzo krótko, jak to najemnicy, żadnego z nich nie można uznać za piłkarza wybitnego I tak sobie pomyślałem, że mój dziadek kibicował „Ruchowi”, kiedy grał w nim Ernest Wilimowski, mój ojciec podziwiał Gerarda Cieślika, ja – Krzysztofa Warzychę… Każdy z nich był piłkarzem wielkim, z chorzowskim „Ruchem” związanym naprawdę mocnymi więzami. Tak – kiedyś było jakoś fajniej – tak zaczyna się myśleć, kiedy powoli zbliża się starość.