Wieczne Miasto, tak o nim mówi się od wieków. Największe, najpiękniejsze, niczym klejnot w koronie. Siedziba cesarzy i papieży. Akurat w czasach, o których myślę pełne nie tyle turystów, co pielgrzymów. Brudni, zmęczeni drogą, modlący się na głos. Zalewają, niczym potok, ulice i place Rzymu. Jednak nagle, tuż przy bramie jednego z pałaców, powstaje jakiś wir.
Wieczne Miasto, tak o nim mówi się od wieków. Największe, najpiękniejsze, niczym klejnot w koronie. Siedziba cesarzy i papieży. Akurat w czasach, o których myślę pełne nie tyle turystów, co pielgrzymów. Brudni, zmęczeni drogą, modlący się na głos. Zalewają, niczym potok, ulice i place Rzymu. Jednak nagle, tuż przy bramie jednego z pałaców, powstaje jakiś wir. Pątnicy kotłują się i na podobieństwo Morza Czerwonego rozstępują na boki. A w wolną przestrzeń wtacza się dostojnie wspaniała karoca zaprzężona w najpiękniejsze rumaki. Przed nią i za nią podąża liczna służba. Ludzie w około pochylają głowy - to przecież kardynał Julian Cezarini w swojej własnej osobie. Jest jednak w tym tłumie ktoś, kto tego nie czyni. Ma około 16 lat, urodził się w Kalabrii i trafił do Rzymu pielgrzymując z rodzicami. Zanim ujrzał Wieczne Miasto, zdążył już odwiedzić najsłynniejsze sanktuaria Włoch : Asyż, Monte Cassino, Loreto, a ostatnio Monte Luco koło Spoleto. Ponieważ pochodzi z ubogiej rodziny, jest przyzwyczajony do tego, że większość ludzi żyje dostatniej od niego. Nigdzie jednak nie widział do tej pory takiego przepychu jak tu. A najbardziej boli go bogactwo z jakim obnoszą się duchowni. Gdy więc kareta go mija, gdy słyszy, że podąża nią kardynał, wyrywa mu się z ust krzyk. Krzyk musiał być donośny, bo przebił odgłos kopyt, karocy, tłumu i trafił wprost do ucha kościelnego dostojnika. Skąd to wiemy? Bo ów kazał zatrzymać powóz i przyprowadzić tego, który krzyczał : „W tym nie ma nic z ewangelicznego ubóstwa”. I tak nasz dzisiejszy patron został postawiony przed purpuratem, który zobaczywszy przed sobą chłopca, odparł mniej więcej tak : „Drogi chłopcze, to co widzisz to nie jest przejaw pychy, tylko panujący zwyczaj. Dygnitarze świeccy i kościelni poruszają się w odpowiedniej dla ich godności oprawie.”. Gdy karoca znikła za zakrętem, gdy nasz chłopiec otrzymał burę od rodziców za swoje zachowanie, gdy w końcu wszyscy razem wrócili do rodzinnej miejscowości, wtedy w jego sercu zrodziło się wielkie pragnienie. Jakie? Chce żyć tak, jak uczył Jezus – wszystkie swoje doczesne potrzeby oddając Bogu. Znajduje więc dla siebie pustelnię i rozpoczyna niezwykle surowe życie. Jest przy tym tak autentyczny, że niebawem znajdzie naśladowców i tak powstanie nowa zakonna rodzina – minimitów - braci "najmniejszych". Dlaczego bohater naszej dzisiejszej historii nie wstąpił zwyczajnie do franciszkanów? Po pierwsze dlatego, że minimici składają czwarty ślub : postu od mięsa i nabiału do końca swojego życia. A po drugie stało się tak dlatego, że w wieku 12 lat nasz patron trafił już do franciszkanów. A trafił dlatego, że starając się o dziecko jego rodzice złożyli Bogu ślub : jeżeli urodzi się całe i zdrowe to oddadzą je na służbę Bogu. Oddali właśnie do franciszkanów, ale jak wynika z dzisiejszej historii naszemu patronowi pisana była inna Boża służba, którą pełnił jako minimita aż do śmierci 2 kwietnia 1507 roku. Czy wiecie państwo o kim mowa? Wspominamy dzisiaj św. Franciszka z Paoli, minimitę.