Dzisiaj, na przekór dacie, będzie zupełnie na poważnie, bo człowiek, którego chcę państwu przedstawić, to bękart. Nieślubne dziecko wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego, chłopiec, który musiał o swoją pozycję w życiu mocno powalczyć.
Dzisiaj, na przekór dacie, będzie zupełnie na poważnie, bo człowiek, którego chcę państwu przedstawić, to bękart. Nieślubne dziecko wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego, chłopiec, który musiał o swoją pozycję w życiu mocno powalczyć. Gdy mówię powalczyć, to mam na przykład na myśli to, że jako 13-latek wyruszył na wojnę. Jego rodzinna Portugalia walczyła wtedy zaciekle z Kastylią o swoją niepodległość. Nastolatek, który miał w sobie sporo złości, a do poduszki czytał legendy Okrągłego Stołu, doskonale tu pasował. A propos czytania historii o królu Arturze, to nasz młody wojownik widział się w roli Galahada, nieślubnego syna Lancelota, i tak jak on chciał pozostać kawalerem. Tyle marzeń, bo gdy w wieku 17 lat spotkał na swojej drodze Eleonorę de Alvim, to natychmiast porzucił kawalerskie życie, stając się ojcem trójki dzieci. Być może byłoby ich więcej, ale bohater naszej historii niespecjalnie miał od kogo nauczyć się bycia tatą. Poza tym dzielił swój czas pomiędzy dom rodzinny, a kolejne wojenne wyprawy. Wiadomo mu było bowiem, że to nie jego urodzenie, ale osobisty zapał otworzy mu drzwi do wojskowej kariery. A zapału, odwagi, a nawet brawury mu nie brakowało. Dał temu wyraz, gdy po śmierci króla Ferdynanda I Burgundzkiego w roku 1383, jako jeden z pierwszych poprał w walce o tron królewskiego brata Jana, mistrza rycerskiego zakonu Avis. Efekt? Gdy Jan I Burgundzki, zwany też Dobrym, zasiadł na tronie, nasz nieślubny rycerz został naczelnym dowódcą wszystkich wojsk portugalskich. Miał wtedy niespełna 24 lata i na swoim koncie, jako głównodowodzący, mógł już zapisać dwie wielkie wygrane bitwy z wojskami Kastylii. Przez kolejne 39 lat stoczy ich jeszcze wiele, a nawet w 1415 roku dokona portugalskiej ekspansji na kontynent afrykański. W końcu, licząc sobie już 63 lata, zdecyduje się na najbardziej spektakularny krok, który wprawi w osłupienie cały królewski dwór – wstąpi jako zwykły brat do zakonu karmelitów w ufundowanym przez siebie klasztorze w Lizbonie. Dla niego samego owa rewolucyjna zmiana jest jednak tylko zewnętrzna, bo swoje duchowe życie zaczął przemieniać już dużo wcześniej. Stało się to dokładnie w roku 1387, gdy jako 27-latek został wdowcem. Od tego czasu zaczął prowadzić życie coraz bardziej ascetyczne. Pościł kilka razy w tygodniu, żywił wielkie nabożeństwo do Eucharystii i Najświętszej Maryi Panny, zawsze nosił ze sobą krucyfiks oraz wizerunki świętych wojowników - Jakuba i Jerzego. Tym, co faktycznie mogło go w tej nowej sytuacji zaskoczyć, były dzieci. Oto doświadczony wojną rycerz, który całe życie nosił w sobie pamięć swojego nieślubnego pochodzenia, odkrył w sobie nagle, co to znaczy być tatą. Stał się nim bowiem dla osieroconych dzieci, które zostały oddane pod opiekę lizbońskiego klasztoru karmelitów. Zmarł po 8 latach w opinii świętości. Był 1 kwietnia 1431 roku, Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego. Czy wiecie państwo o kim mowa? To św. Noniusz Alwarez Pereira, w klasztorze znany jako Noniusz od Świętej Maryi.