W Krakowie rozpoczęto dziś proces beatyfikacyjny sługi Bożego Jánosa Esterházy’ego, arystokraty węgierskiego, ojca rodziny, człowieka głębokiej wiary, męczennika komunizmu.
W kaplicy arcybiskupów krakowskich zaprzysiężono powołany przez abp. Marka Jędraszewskiego trybunał do przeprowadzenia procesu. Proces, którego postulatorem jest franciszkanin o. Paweł Cebula, będzie toczył się w Krakowie m.in. ze względu na mało powszechnie znane związki z tym miastem sługi Bożego Jánosa Esterházy’ego (1901-1957).
- Kluczem do życia, męki, cierpienia i śmierci sługi Bożego są jego własne słowa: "Naszym znakiem jest krzyż". Tym się kierował m.in. w swojej posłudze polityka - powiedział o. Cebula.
Metropolita krakowski odwołał się z kolei do słów Zbigniewa Herberta z wiersza "Przesłanie Pana Cogito" - "bądź wierny - idź" - oraz fragmentów listu apostolskiego Jana Pawła II "Tertio Millenio Adveniente". - Ten wiersz jest świeckim wezwaniem do heroizmu, bezinteresownego, bez jakiejkolwiek oczekiwanej nagrody za swoje dobre czyny ani tutaj, ani w zaświatach. "Kościół I tysiąclecia zrodził się z krwi męczenników. (...) U kresu II tysiąclecia Kościół znowu stał się Kościołem męczenników. Prześladowania ludzi wierzących: kapłanów, zakonników, ludzi świeckich zaowocowały wielkim posiewem męczenników w różnych częściach świata. Świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi stało się wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, prawosławnych, anglikanów i protestantów" - pisał m.in. Jan Paweł II we wspomnianym liście apostolskim. (...) Widzimy różnice między tym, co pisał Herbert, a tym, co pisał Jan Paweł II. Z punktu widzenia Herberta, János Esterházy był wielkim, heroicznym człowiekiem, ale przegrał, umierając w Mirovie. Kiedy Jan Paweł II pisał o świętych i męczennikach naszych czasów, wskazywał na ich zwycięstwo, a poprzez nich na zwycięstwo Chrystusa naszych czasów. Dokładnie w 25 lat po opublikowaniu jego listu apostolskiego pragniemy, otwierając ten trybunał poświęcony badaniom życia i dokonań sługi Bożego Jánosa Esterházy'ego, pokazać go jako wielkiego, w gruncie rzeczy ciągle nieznanego żołnierza wielkiej sprawy Bożej - powiedział abp Jędraszewski.
W inauguracji procesu wziął udział delegat prymasa Węgier bp Ferenc Cserháty. Przybyli także członkowie najbliższej rodziny sługi Bożego, m.in. jego córka Alice Esterházy-Malfatti z dwoma synami, siostrzenica Jadwiga z Mycielskich Stachura z Warszawy oraz córka siostrzeńca Elżbieta z Mycielskich Łastowiecka z Krakowa.
Hrabia János Esterházy urodził się 14 marca 1901 r. w majątku rodzinnym Nyitraúljak na Górnych Węgrzech (potem Uljak, obecnie Vel’ke Zálužie na Słowacji). Jego matka Elżbieta była Polką, córką hr. Stanisława Tarnowskiego, galicyjskiego polityka konserwatywnego i historyka literatury, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Rodzice poznali się w Krakowie i tam w 1898 r. wzięli ślub w kościele felicjanek. Po I wojnie światowej hrabia János gospodarował w majątku w Uljaku, który znalazł się poza granicami Węgier, zaangażował się w działalność polityczną mniejszości węgierskiej w powstałym państwie czechosłowackim. Był m.in. przywódcą węgierskiej Krajowej Partii Chrześcijańsko-Społecznej i Zjednoczonej Partii Węgierskiej, posłem do parlamentu czechosłowackiego, a potem słowackiego.
Po wybuchu wojny w 1939 r. niósł pomoc Polakom przedzierającym się przez teren Słowacji na Węgry i dalej do Francji. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył go w uznaniu tych zasług orderem Polonia Restituta.
- Esterházy wyciągał ludzi z aresztów słowackich, przewiózł także z Ungvaru do Budapesztu gen. Kazimierza Sosnkowskiego i pośredniczył w jego spotkaniu z regentem Węgier Mikloszem Horthym. Pomagał także Żydom. Co najmniej kilkuset z nich zawdzięcza mu ocalenie życia. W 1942 r. jako jedyny poseł nie zagłosował w parlamencie słowackim za ustawą umożliwiającą deportację osób pochodzenia żydowskiego - przypomniał prof. Imre Molnár, biograf sługi Bożego.
W kwietniu 1945 r. Esterházy został aresztowany w Bratysławie przez sowiecką bezpiekę, wysłany do Moskwy i skazany na 10 lat łagru. W tym czasie na Słowacji skazano go na śmierć. Sowieci przekazali w 1949 r. ciężko już chorego na gruźlicę więźnia do dyspozycji władz komunistycznej Czechosłowacji. - Wyrok śmierci zamieniono na dożywocie i Esterházy kontynuował swoją więzienną Kalwarię. Ostatnim miejscem uwięzienia był Mirov na Morawach. Tam wycieńczony chorobą zmarł 8 marca 1957 r. - powiedział prof. Molnar.
O brata dbała z oddaniem w trakcie jego pobytu w więzieniu siostra Maria, która wyszła za mąż za polskiego ziemianina Franciszka Mycielskiego i, schroniwszy się w 1944 r. wraz z mężem i dziećmi w Uljaku, pozostała tam do 1958 r., gdy powróciła do Polski. Dzięki jej zapiskom i ocalałym notatkom więziennym brata można się przekonać m.in. o jego ówczesnym głębokim życiu wewnętrznym. Maria Mycielska przez prawie 20 lat, aż do swej śmierci w 1975 r., próbowała bezskutecznych starań o wydanie prochów brata. Dopiero w 2007 r. ślady prochów Esterházy'ego przemieszane z innymi prochami ofiar komunizmu zostały odkryte na cmentarzu w Pradze. Urnę z symbolicznymi prochami przekazano rodzinie. Pochowano ją uroczyście we wrześniu 2017 r. w mauzoleum wybudowanym przez Boldizsara Paulisza w Alsóbodok (Dolnych Obdokowcach) na Słowacji. W pogrzebie wziął udział m.in. abp Jędraszewski.
W inauguracji procesu beatyfikacyjnego wzięła m.in. udział córka sługi Bożego Esterházego Alice Esterházy-Malfatti. Bogdan Gancarz /Foto Gość