Andrzej Sowa: - Dziewięć razy moje serce się zatrzymało, trzy razy budziłem się na oddziale intensywnej terapii medycznej. Nie powinienem tutaj dzisiaj stać.
Przedstawiony jako "nawrócony narkoman, mąż jednej żony, ojciec trójki dzieci i trójki w niebie" A. Sowa gości w Zabrzu. Został zaproszony do prowadzenia dni profilaktyki, połączonych z rekolekcjami. Potrwają one do środy, w dwóch blokach - dla młodszej i starszej młodzieży.
- Najważniejsze jest to, z czym ty tutaj dzisiaj przychodzisz i z czym odejdziesz w środę. Jeżeli ty dzisiaj otworzysz swoje ucho, jeżeli otworzysz swoje serce i pozwolisz na to, żeby Bóg przyszedł do ciebie, to ja ci dzisiaj daję gwarancję, że od środy masz nową jakość twojego życia. To nie jest nawet obietnica, to jest pewność - przekonywał na początku pierwszego spotkania.
Na samym początku też przyznał się do swoich ciężkich doświadczeń, z których został jednak szczęśliwie uwolniony. - Przeżyłem dosyć dużo w swoim życiu. Mam 52 lata, ale przez 11 lat ćpałem strasznie. Przez 9 lat żyłem na ulicy, przeżyłem 9 zapaści ponarkotycznych. Dziewięć razy moje serce się zatrzymało, trzy razy budziłem się na oddziale intensywnej terapii medycznej - wyliczał. - Nie powinienem tutaj dzisiaj stać. To, że stoję tutaj, to tylko dlatego, że Bóg jest dobry. Bóg jest dobry cały czas! Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale chce, żebyś się nawrócił i żył. Cokolwiek to znaczy. A może chodzi tylko o zmianę myślenia... - mówił.
Andrzejowi Sowie towarzyszy zespół Kahal z Wodzisławia Śląskiego. Kolejne spotkania odbędą się jutro w hali MOSiR i pojutrze w kościele św. Andrzeja, gdzie będzie sprawowana Eucharystia pod przewodnictwem bp. Andrzeja Iwaneckiego.
W Zabrzu A. Sowa gości już kolejny raz. Historię swojego życia, "by dać przestrogę i na większą chwałę Bogu", opisał w książce "Ocalony. Ćpunk w Kościele".
Uczestnicy pierwszego spotkania. Klaudia Cwołek /Foto Gość