Gdyby dzisiaj, w ramach prezentu z okazji Dnia Kobiet, zamiast nieśmiertelnego goździka dostały panie propozycję wspólnego spaceru po lesie, polecam ten w okolicy Obazine we Francji.
Gdyby dzisiaj, w ramach prezentu z okazji Dnia Kobiet, zamiast nieśmiertelnego goździka dostały panie propozycję wspólnego spaceru po lesie, polecam ten w okolicy Obazine we Francji. Co prawda dzisiaj jest już nieco przerzedzony, bo jednak wspomniana miejscowość rozrosła się jego kosztem przez wieki, ale i tak nadal pozostał uroczy. Co więcej, przechadzając się wytyczonymi w tym lesie ścieżkami, nie uszłaby pań uwagi z pewnością dosyć masywna budowla. A mianowicie kościół pod wezwaniem dzisiejszego patrona. Kościół, który był jeszcze do Rewolucji Francuskiej sercem znajdującego się w Obazine cysterskiego opactwa, któremu początek dał wspominany właśnie dzisiaj w Kościele człowiek. Gdyby taka przechadzka udała się paniom dzisiaj, to połączyłybyście przyjemne z pożytecznym – oderwały się choć na chwilę od domowych i zawodowych obowiązków, a jednocześnie nie uznały tego czasu za zmarnowany. A marnowanie czasu dzisiejszemu świętemu nie mieściło się w głowie. Po pierwsze dlatego, że już od dziecka jego czas był na wagę złota – po tym jak wcześnie stracił ojca, to na niego, najstarszego w rodzinie, spadł obowiązek opieki nad matką i braćmi. Drugim natomiast powodem szanowania czasu przez bohatera tej historii była... miłość. Miłość do ciszy i Boga, który się w niej objawia. Dlatego zamiast trwonić swój czas na karierę w Kościele – a jako kapłan i członek kapituły mógł pójść tą drogą – on udał się na poszukiwanie pustelni. Pustelni czyli miejsca, gdzie Bogu można poświęcić sto procent swojej uwagi, cały swój czas. Wybór padł na dzisiejsze Obazine, które wówczas – na początku XII wieku - było jednym wielkim lasem. Nasz patron dotarł tam z jednym tylko współtowarzyszem – Piotrem - z gałęzi sklecił szałas i oddał się modlitwie. Jednak, jak to już zapowiedział Chrystus w Kazaniu na Górze: „Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem”. Nic więc dziwnego, że sława świętości owych dwóch pustelników przyciągnęła do nich tak wielu naśladowców, że las w Obazine dosłownie zaroił się od szałasów. Doszło w końcu do tego, że w roku 1134 biskup miejsca zgodził się tam utworzyć opactwo, a także - niewiele dalej - klasztor dla 150 kobiet, które również chciały tak właśnie spędzać swój czas. Jak? Na nieustannej modlitwie i kontemplacji. Myliłby się jednak ten, kto by uznał, że taki rozwój wypadków niezmiernie cieszył dzisiejszego świętego – było wręcz odwrotnie. Każdy kolejny pustelnik i zakonnica niepomiernie go martwiła, gdyż zdał sobie sprawę, że owa rozrastająca się wspólnota nie ma żadnej reguły. Dlatego jej mimowolny założyciel udał się w podróż po okolicznych zakonnych wspólnotach. Powrócił z niej jako cysters i takim też uczynił swoje leśne opactwo, którego został pierwszym przełożonym. Gdy umierał 8 marca 1154 roku, jego leśna pustelnia w Obazine dosłownie tętniła życiem. Czy wiecie panie o kim była dzisiaj mowa? O św. Stefanie z Obazine, opacie.