Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego to okazja, by zrobić rachunek językowych zaniedbań.
Jaki jest poziom czytelnictwa w Polsce? To pytanie wraca co pewien czas, uderzając rykoszetem w nasze, czytelnicze, sumienia. „Czytelników książek mniej jest niż widzów futbolowych, mniej niż szachistów. Jest tych czytelników tak mało, iż trzeba ich otoczyć opieką państwową, jak żubry w Puszczy Białowieskiej”. Taką refleksją w „Wiadomościach Literackich” podzielił się Antoni Słonimski... 91 lat temu! Można by długo się spierać co do aktualności słów poety międzywojnia. Fakt, że średnia widzów na stadionach ekstraklasy znacznie wzrosła w ostatnich latach. Kwestię żubrów chwilowo pomińmy. A mówiąc całkiem serio, bez odpowiedniego poziomu czytelnictwa (wyrażającego tak ilość, jak i jakość literatury, po którą sięgamy) marne szanse na wysoki poziom kultury naszego języka. Bo nie tylko: Jak cię widzą, tak cię piszą. Jeszcze: Jak cię słyszą, tak cię piszą!
Być może Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego (obchodzony co roku 21 lutego) to dobry moment na rachunek językowych zaniedbań. Bądźmy szczerzy, każdy ma w tym temacie coś na sumieniu. Karczujemy polszczyznę, ulegając pokusie chodzenia na skróty, zapożyczając bezrefleksyjnie obce słowa, tolerując własne błędy i błędy innych. W pisowni pastwimy się nad dziewięcioma literami diakrytycznymi. Zasługują na to, by z należytymi honorami wypisać je w jednym rzędzie: ą, ć, ę, ł, ń, ó, ś, ź, ż. Z uporem tniemy ogonki ą i ę. Wyrywamy kreski ó i ś. Na szczęście język, jak nieokiełznany żywioł, do pewnego stopnia stawia opór beztrosce tych, którym służy.
Przeczytaj również:
Najpiękniejsze polskie słowo według dziennikarzy "Gościa"
Nie brak językowych Don Kichotów, często w pojedynkę walczących o czystość polszczyzny. Czasem nawet walczących bronią wroga. Z dziką rozkoszą oddaję się „lekturze terenu”. Rzecz jasna z wyjątkiem „terenowych lektur” pisanych ręką wandala, który dewastuje zabytkowe mury. Wracając do Don Kichota, błędy mogą też służyć dydaktyce. W pewnej witrynie sklepowej pojawił się napis: „Po co ci głowa? Jem niom”. Mocne, acz prawdziwe.
Można też – zwłaszcza w Dniu Języka Ojczystego – zacząć poprawianie relacji z polszczyzną od własnego podwórka. Mnie zainspirowało cudowne zdanie: „Zażółć gęślą jaźń”. Pomińmy kwestię jego sensu, a właściwie brak sensu. Jak twierdzą znawcy tematu, to najkrótsze zdanie, które zarazem mieści w sobie wszystkie, wymienione dwa akapity wyżej, znaki diakrytyczne. Zaproponowałem dzieciom (10 i 7 lat) językową zabawę. „Ile ż, ą, ę i innych superliter uda nam się pomieścić w trzech słowach”? – rzuciłem wyzwanie. Zadanie, jak ująłby to nasz wieszcz, polegało na tym, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa. Chwilowo obowiązywał zakaz sięgania po słownik. Polecam tę zabawę wszystkim rodzicom. A oto efekty:
7-latka: „Żelki mówią coś”. Brawo, 4 punkty! (punktują litery diakrytyczne)
10-latek: „Myślę, że żółć”. 6 punktów, na 9 możliwych!
„Współczesność żąda mięsa” – wystrzeliłem, wychodząc na prowadzenie. „7 punktów! Uff” – odetchnąłem. I spotkałem się z błyskawiczną ripostą: „Tato, ale co to właściwie znaczy?”.