Jakiś czas temu kupiłem koszulę przez internet. Nic nadzwyczajnego, zwyczajną, męską, z długim rękawem.
Nie była wcale bardzo tania, ani jakoś szczególnie droga. Ot, w przeciętnej cenie koszul kupowanych w sieci. Nabyłem ją tak „przyszłościowo”, na zapas, bo jak wiadomo, koszule się zużywają. Wsadziłem do szafy, żeby spokojnie czekała na swój moment.
Kilka dni temu postanowiłem, że czas na nową koszulę nadszedł. Już kiedy ją rozpakowywałem, odniosłem wrażenie, że coś z nią jest nie tak. A kiedy ją założyłem na grzbiet wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Koszula jest źle uszyta. Do tego stopnia, że krępuje ruchy. Nie da się w niej chodzić. Pierwszy raz w życiu przydarzyło mi się coś takiego. Niby koszula jest, ale pożytku z niej nie ma.
Teoretycznie należałoby chyba towar reklamować. Ale od zakupu minął już jakiś czas, paragonu żadnego ani dowodu zakupu nie mam. Nawet nie pamiętam, w którym sieciowym sklepie ją kupiłem.
Obejrzałem więc koszulę ze wszystkich stron, zastanawiający się, w jaki sposób można ją spożytkować i wtedy zauważyłem na wszywce napis informujący, gdzie została wyprodukowana. Uszyto ją w Bangladeszu.
Natychmiast przeszła mi chęć do jakichkolwiek działań związanych z reklamowaniem koszuli. Przypomniałem sobie, że niespełna sześć lat temu o tym południowoazjatyckim kraju mówił cały świat, z powodu katastrofy budowlanej, w której zginęło 1127 osób. Większość ofiar to kobiety, które pracowały jako szwaczki, ponieważ w zawalonym wieżowcu mieściło się kilka fabryk odzieży. Jak podawały media, katastrofa spowodowana była w ogromnej mierze łamaniem praw pracowniczych i przepisów BHP. W wielu krajach, do których trafia odzież produkowana w Bangladeszu, zorganizowano konsumenckie protesty, w czasie których domagano się od firm światowych marek odzieżowych poprawy warunków pracy i wynagrodzeń w fabrykach w Bangladeszu.
Dlaczego właściciele popularnych na całym ziemskim globie marek ubrań produkują je akurat w Bangladeszu? Odpowiedź jest oczywista. To jeden z krajów o najtańszej sile roboczej na świecie. Zatrudnia się tam w zakładach odzieżowych również dzieci. Co prawda po wspomnianej katastrofie tamtejszy rząd zakazał pracy maluchów poniżej 14 roku życia, ale, jak informują dziennikarze wracający z Bangladeszu, nikt się tym nie przejmuje. Mało tego, są podobno takie fabryki, w których pracują wyłącznie nastolatki, a nawet kilkulatki.
Nie wiem, co zrobię z tą koszulą. Wciąż myślę o tym, że być może uszyło ją jakieś dziecko, które zamiast się bawić i chodzić do szkoły, musi ciężko pracować. Albo może szyła ją jakaś kobieta, harująca całymi dniami w koszmarnych warunkach za głodową zapłatę. Wciąż o tym myślę.