Na początek przywołam dziś słowa śp. ks. prof. Józefa Tischnera. Cytat pochodzi z jednej z cyklicznych rozmów z Eweliną Puczek nagrywanych jakieś dobre dwadzieścia lat temu w studio katowickiej telewizji.
Powiedział wtedy tak: Ja boję się pewności w wierze, pewność jest często wrogiem prawdy. Nie ma nic gorszego w religii, jak człowiek, któremu się wydaje, że wszytko wie, wie wszystko. Naprawdę to jest tragedia. To jest tragedia. Bo od tego zaczynają się także fanatyzmy religijne. Dla tego człowieka już nie ma tajemnic. On wie, kto jest przyczyną zła. Jak jest powódź to jest kara Boża, może nawet wymienić grzechy, za które… I to jest nieszczęście.
Im bardziej wsłuchiwałem się w te zdania, tym większego nabierałem przekonania, że ten mechanizm, to zagrożenie, to ryzyko nie tylko wiary się tyczy, i nie tylko dla niej jest przestrogą.
Pozwolę sobie, adaptując nieco te myśli, odczytać je dziś tak: boję się pewności w polityce, partyjności, rządzeniu i zarządzaniu, mediach i kościelności też, bo pewność jest często wrogiem prawdy. Tym tropem pójdę dalej. Nie ma nic gorszego w polityce, partyjności, rządzeniu i zarządzaniu, mediach i kościelności też, jak człowiek, któremu się wydaje, że wszytko wie, wie wszystko. I jeszcze dalej. To jest tragedia. Bo od tego zaczynają się także fanatyzmy polityczne, partyjne, rządowo samorządowe, medialne i kościelne też. Wtedy dla człowieka już nie ma tajemnic. On wie, kto jest przyczyną zła politycznego, partyjnego, rządowo samorządowego, medialnego i kościelnego także.
Jak spróbujemy, choćby na chwilę tylko, odłożyć na bok te bieżące dwu plemienne dwubiegunowe, lewicowo prawicowe czy laicko wyznaniowe podziały, to chyba nie sposób będzie nie zauważyć tej powszechnie już obecnej pewności, właśnie w polityce, partyjności, rządzeniu i zarządzaniu, mediach i kościelności. I co gorsza, ta pewność jest często wrogiem prawdy. A mam na myśli taką urzędowo oficjalną pewność o instytucjonalnej racji i krytycznej nietykalności. I może to właśnie ta coraz bardziej napuszona pewność tej instytucjonalnej racji jest wrogiem, przeszkodą, nawet tamą, przed prawdą o wewnątrz instytucjonalnych rzeczywistościach, racjach, czy motywacjach.
I czyż nie jesteśmy dziś świadkami nagminnych urzędowych pewności i biurokratycznie funkcjonującej zarozumiałości?
A jednak za tym stoją przecież, tak mówią i tak postępują konkretni ludzie, osoby. Dlatego nie ma nic gorszego w religii – jak mówi ks. Tischner - jak człowiek, któremu się wydaje, że wszytko wie, wie wszystko. A ja dopowiem, że ta logika całkiem dobrze ma się też w polityce, partyjności, rządzeniu i zarządzaniu, mediach i kościelności też. I wtedy też nie ma nic gorszego.
I kiedy się tak zastanawiałem skąd to się bierze taka pewność, co potrafi tak wiarygodnie przekonać i tak skutecznie zaślepić, że nic tylko uwierzyć, że wszytko się wie, wie się wszystko wpadłem na myśl nowozelandzkiego artysty i pisarza Petera T. Mcintyre’a, jeśli dobrze wymawiam. Brzmi ona tak: pewność siebie nie ma źródła w tym, że zawsze ma się rację, ale w braku obawy przed pomyłką.
Pomyślałem: święta racja. Ale po chwili dotarło do mnie, że jest chyba znacznie gorzej. Ten brak obawy przed pomyłką jest dziś zaletą, nawet cnotą. A ta obawa przed pomyłką to innymi słowy mieć wątpliwość, nie być pewnym.
Bardzo poczytny swego czasu brazylijski pisarz i poeta Paulo Coelho stwierdził kiedyś, że brak wątpliwości to znak, że zatrzymałeś się w rozwoju. A jeśli tak, to wtedy wszyscy ci pewni i wszystko wiedzący szkodzą polityce, partyjności, rządzeniu i zarządzaniu, mediom i kościelności też.
Jesteśmy dziś bardzo wyczuleni na swoje prawa i pamiętający o nam należnych. Tenże sam Paulo Coelho przypomina, że każdy człowiek ma prawo wątpić w swoje powołanie i czasem zbłądzić. Nie wolno mu tylko o nim zapomnieć. Kto nie wątpi w siebie, jest niegodzien, bo ślepo wierzy w swoją moc i popełnia grzech pychy. Błogosławiony niech będzie ten, kto doświadcza chwili zwątpienia.
To właśnie te chwile zwątpienia w siebie są bardzo potrzebnym, nawet niezbędnym zabezpieczeniem przed wszystkimi fanatyzmami, także politycznymi, partyjnymi, rządowo samorządowymi, medialnymi i kościelnymi też.
Jeśli jednak wyłączymy ten bezpiecznik, a zdaje się że coraz częściej tak właśnie się dzieje, to racje będzie miał Tadeusz Konwicki pisząc w „Małej apokalipsie”, że charakter to brak wątpliwości, charakter to uporczywość trwania przy swoim zamiarze choćby nie wiem jak bezsensownym, charakter to brak wyobraźni. I będzie to, a może już i jest niestety, właśnie nasz charakter.