Naprawa wizerunku nadszarpniętego jesiennymi publikacjami to w tej chwili pierwsze i największe wyzwanie - mówi nowy prezes Stowarzyszenia „Wiosna” ks. dr Grzegorz Babiarz.
Piotr Legutko: Ile ksiądz ma wzrostu?
To trochę dużo, by się zmieścić w teczce, a podobno tak właśnie trafił ksiądz na stanowisko prezesa Stowarzyszenia „Wiosna”.
Ciężko mnie zmieścić w teczce, nawet w worku. A z „Wiosną” jestem związany od lat, zaczynałem jeszcze w 2003 roku, przygotowałem wówczas jeden z największych rejonów „paczkowych” na Czerwonym Prądniku w Krakowie. Od początku, czyli od ankiet, aż po wybór darczyńców i efekt finalny w postaci dostarczenia paczek do wszystkich potrzebujących.
Czytam CV księdza i mam wrażenie, że pasuje raczej do castingu na jednego z Avengersów: specjalista od ludzkiego mózgu, podróżnik, nurek, psychoterapeuta, poliglota, ekspert od wawelskiego skarbca i nowych mediów… Rozumiem, że przejęcie „Wiosny” to dziś coś w rodzaju mission impossible?
Pierwszy dzień pracy rzeczywiście łatwy nie był, raczej bardzo intensywny. Chyba faktycznie wszystkie nabyte przez lata umiejętności okazały się potrzebne.
Kwalifikacje psychoterapeuty też?
One są o tyle istotne, że rozumiem świat emocji, a dzisiejsza sytuacji „Wiosny” to mocne wysycenie emocjami. Chcę zobaczyć co one w sobie niosą, a jednocześnie przebić się przez nie i przekazać treści, które zbudują porozumienie i otwartość. To jest główny mój cel.
Gdy rozmawiałem z inspektorem PIP, który przeprowadzał kontrolę w „Wiośnie” zaskoczyła mnie jego opinia o znakomitych warunkach pracy, kontrastująca z ponurym obrazem wyłaniającym się z publikacji prasowych
W wydanym we wtorek oświadczaniu napisałem, że „Wiosna” nie jest już startupem, ale dojrzałą organizacją. Chciałem w ten sposób podkreślić kompetencje i zaangażowanie wielu pracowników, ale także organizację i warunki pracy. Postrzegam „Wiosnę” jako firmę bardzo stabilną, która w swojej strukturze stanowi wręcz perełkę, pewien wzór dla innych pracodawców.
Miał z tym coś wspólnego ksiądz Jacek Stryczek?
Nawet ci, którzy mówili o kryzysie przyznają, że wkład księdza Jacka w zbudowanie tej organizacji jest bezdyskusyjny. Przywołam pierwszą „Szlachetną Paczkę”, którą organizował z grupą zapaleńców na krakowskim Prokocimiu. Oni pozyskiwali darczyńców dzwoniąc z budki telefonicznej, co dziś, w epoce smartfonów, wydaje się czymś abstrakcyjnym. A potem było budowanie struktur, wymyślanie projektów, kolejne akcje marketingowe – to w dużej mierze było właśnie dzieło ks. Jacka. Nie tylko w sferze idei, ale pozyskiwania ludzi z charyzmą, gromadzenia ich wokół „Wiosny”. Nie można tych rzeczy rozdzielać.
Czym będzie się różniła „Wiosna” księdza Stryczka, od „Wiosny” księdza Babiarza? Za wcześnie na takie pytanie?
Zadeklarowałem już, że najwcześniej po miesiącu przedstawię pierwsze efekty mojej pracy. Teraz myślę co najwyżej o przestawieniu akcentów. Ksiądz Jacek to frontmen, w pełnym tego słowa znaczeniu, ja raczej widzę swoją rolę w wykorzystaniu potencjału pracowników. Zależy mi, by bardziej pokazać ludzi „Wiosny”, wysunąć ich na pierwszy plan.
A na ile istotne będzie to, że prezes stowarzyszenia jest księdzem?
To oczywiście ma znaczenie, bo „Wiosna” wyrosła z ideałów ewangelicznych, co przekłada się na zapis w statucie o ochronie pewnych wartości. A ponieważ uważam się za specjalistę od rozumienia Ewangelii, jest to pewną gwarancją, że owe wartości będą w naszej działalności na pierwszym planie.
Czy pewne aktywności wcześniej animowane przez księdza Jacka – na przykład „Szlachetna paczka” i Ekstremalna Droga Krzyżowa będą się nadal przenikały?
Tak, choćby z tego powodu, że sam EDK przeszedłem przynajmniej dwa razy. Znam EDK od środka, podobnie jak Wspólnotę Indywidualności Otwartych. Chcę wysłuchać głosu ludzi, którzy ją tworzą, uwzględnić je w sposób korzystny dla obu stron: WIO oraz Wiosny. EDK odbywa się zawsze u progu wiosny, więc jesteśmy bardzo blisko.
Ksiądz jest znany też ze współpracy z ludźmi dość odległymi od Kościoła, takimi choćby jak prof. Jerzy Vetulani, wybitny neurobiolog. Była między wami – nomen omen – dobra chemia.
Myślę o nim z wielkim ciepłem. Widziałem w nim człowieka – nie boję się tego powiedzieć – wierzącego, poprzez jego szacunek dla wartości i prawdy. Myślę, że spotykaliśmy się właśnie na tej płaszczyźnie. Dla mnie jest cenny każdy człowiek, który chce mądrze pomagać. Jeśli można znaleźć choćby jedną wartość, na której można zbudować relację, warto w to zainwestować. Jestem otwarty w kierunku każdej dojrzałej i mądrej pomocy.
Jest ksiądz też ekspertem w dziedzinie mediów i budowania wizerunku. Jak z tej perspektywy wygląda sytuacja „Wiosny”?
Naprawa wizerunku nadszarpniętego jesiennymi publikacjami to w tej chwili pierwsze i największe wyzwanie. Widać to było w moich rozmowach z pracownikami i wolontariuszami. Bez jasnej i czytelnej komunikacji, która odbuduje zaufanie, będzie nam bardzo trudno współpracować.
Nie obawia się ksiądz konkurencji „Wiosny” Roberta Biedronia?
Nie. Nasza „Wiosna” jest najbardziej wiosenna na świecie. Przy niej wszystkie inne bledną.
Czytaj także: