Wiemy od Clausewitza, że wojna to też polityka, tyle że prowadzona innymi środkami. Widzimy dzisiaj na własne oczy i słyszymy na własne uszy, że polityka może być wojną.
Ciągle jeszcze zimną wojną, ale już starciem, w którym nie ma przeciwników, z którymi się spieramy, są tylko wrogowie. Zwalcza się ich za wszelką cenę; cena prawdy i utraty zdrowego rozsądku nie wydaje się tu nikomu wygórowana. To starcie, w którym nie obowiązują żadne konwencje i umowy. Wszystkie chwyty, nawet najbardziej brudne chwyty, są nie tylko dozwolone, ale wręcz pożądane. Otóż jeśli – jak powiadają mądrzy ludzie - pierwszą ofiarą wojny jest prawda, to zaraz po niej przegranym jest zdrowy rozsądek. Zacietrzewienie osiąga wówczas poziomy doprawdy niebotyczne, zaś szczególnego rodzaju zaślepienie przywodzi nieuchronnie na myśl rażące w oku bliźniego źdźbło i nieistotną belkę w oku własnym - znane z Ewangelii według św. Mateusza. Można to wszystko sprowadzić także do znanej z powieści Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy” filozofii Kalego – Kali zabrać krowy – to dobrze, Kalemu zabrać krowy – to źle. Zastraszająco wiele jest w dzisiejszej Polsce pretekstów do snucia tego typu pesymistycznych rozmyślań. Pretekstem takim ostatnio, ostatnio bo nie wierzę, by był to pretekst ostatni, stała się napaść na redaktor Magdalenę Ogórek przed siedzibą Telewizji Polskiej. I pewien typ reakcji na ten atak. Reakcje anonimowych w dyskursie publicznym internautów czy może płatnych trolli, to jedno. Idzie mi bardziej o reakcję niektórych koleżanek i kolegów redaktor Ogórek, jak ona pracowników mass-mediów. Dla porządku – przyznać trzeba, że zdecydowana większość z nich zachowała się jak trzeba, potępiając awanturników. I jest mi przyznam w dużym stopniu obojętne, czy i na ile oficjalne potępienia podszyte były obłudą – wszak, jak pisał La Rochefoucauld, hipokryzja to hołd składany cnocie przez występek. Ale przecież wielu ludzi mediów ze znanymi nazwiskami w różny sposób zdaje się mrugać do awanturników okiem. Adam Szostkiewicz z tygodnika „Polityka” pisał: ,,Ktoś powie, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Programy pani Ogórek, mówiąc oszczędnie, dialogowi nie służą, tak samo, jak firma, która ją zatrudnia. Nękanie nie polegało na bezpośrednim ataku fizycznym, hasła i napisy nie zawierały, jak się zdaje, wulgaryzmów. W sumie chodziło o zamanifestowanie obywatelskiego sprzeciwu wobec tego, co się dzieje w mediach publicznych. To prawda i dobrze, że nie przekroczono grubych linii” - stwierdził. Przyznał wprawdzie, że ,,generalnie nie tędy droga”, ale jak widać uznał atak, powtarzam atak, demonstrantów na dziennikarkę za manifestowanie „obywatelskiego sprzeciwu”. Znacznie dalej poszedł redaktor Jacek Żakowski, który po pierwsze – stwierdził, że „jak się wprowadza taką atmosferę w kraju”, to takie rzeczy się dzieją, po drugie - uznał Magdalenę Ogórek za osobę tylko udającą dziennikarkę, po trzecie – zarzucił jej udział w kłamliwej kampanii dewastowania życia publicznego i zaznaczył, że w związku z tym musi się „liczyć z tym, że różne, także niedobre zachowania mogą mieć miejsce”. W konkluzji zaznaczył też, że chociaż jest bardzo przeciwny temu co się stało, to wie, że jest ona, tzn. Magdalena Ogórek, „przyczyną tego zjawiska”. Polemizował z nim dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Wojciech Czuchnowski: „To jest bardzo niebezpieczne myślenie. Mówienie, że ofiara przyczyniła się do tego, że jest ofiarą agresji! Tak nie można!”. Niemniej ten sam Czuchnowski na łamach ,,Wyborczej” wyraził ubolewanie nad losem... jednej z tych osób, które atakowały pod siedzibą TVP Magdalenę Ogórek. Według Czuchnowskiego ci, którzy ,,stoją na pierwszej linii oporu przeciwko władzy” są ,,osamotnieni”. ,,Sponiewierani przez propagandę i jawne łamanie prawa, mijani przez obojętny tłum. Często sami doświadczają przemocy” - pisze Czuchnowski. Tak więc atak na Magdalenę Ogórek potępia, ale dostrzega także dramatyzm sytuacji tych, którzy ją atakowali. Taki, chyba jednak zupełnie nowy, odcień symetryzmu. O krok dalej, i jest to na pewno krok w kierunku radykalnych diagnoz Żakowskiego zrobiła Hanna Lis pisząc „Naklejanie nalepek na czyimś samochodzie nie jest oczywiście żadną >>agresją<< - jest szczytem głupoty. Bo dziś pisowskie >>Wiadomości<< zrobią z tego zajścia jedynkę (po odpowiednio sugestywnym montażu), a z agresywnej propagandzistki władzy - męczennicę. Ostudźcie ludzie emocje”… No cóż, gdy idzie o nazywanie kogoś propagandzistą czy osobą udającą dziennikarza, to czytałem wiele podobnych opinii i o redaktorze Żakowskim, i o redaktor Lis. Również diagnozy co do tego, kto uczestniczy w kłamliwej kampanii dewastowania życia publicznego są – gdy brać pod uwagę fora internetowe mocno podzielone. Aha, a co do walki z mową nienawiści, to, czy rzeczywiście ma stać się aktualna diagnoza wybitnego współczesnego filozofa Rogera Scrutona, który przekonuje, że „Walka z mową nienawiści polega na przypisywaniu własnej nienawiści przeciwnikom politycznym”?