Plan był taki : skoro mamy dzisiaj w Kościele wspomnienie św. Weroniki, tej samej która otarła chustą twarz Jezusa w drodze na Golgotę, to niech przewodnim tematem będzie właśnie 'vera eikon' czyli „prawdziwy obraz” Chrystusa, który nosimy w sobie.
Św. Józef z Leonissy brewiarz.pl Plan był taki : skoro mamy dzisiaj w Kościele wspomnienie św. Weroniki, tej samej która otarła chustą twarz Jezusa w drodze na Golgotę, to niech przewodnim tematem będzie właśnie 'vera eikon' czyli „prawdziwy obraz” Chrystusa, który nosimy w sobie. Zanim jednak zapisałem w tym duchu kolejne słowa pojawił się on – Eufrazjusz. Co prawda jego imię nie ma związku z „prawdziwym obrazem” tylko „dobrą wymową”, ale już historia jego życia to gotowy obraz. Obraz czego? Tego, co może zrobić człowiek, gdy odważy się odpowiedzieć na Bożą miłość. Oczywiście zanim nasz dzisiejszy patron się na to zdobył, wcześniej musiał tę miłość do siebie rozpoznać. A stało się to w jego przypadku - dwuetapowo, że się tak wyrażę. Najpierw, jeszcze jako dziecko, odkrył w swoim sercu niezrozumiałą tęsknotę, która znajdowała przedziwne ukojenie w czasie liturgii. Potem, już jako nastolatek, z pomocą napotkanych na swojej życiowej drodze kapucynów, zrozumiał, że ta tęsknota to powołanie. Powołanie nie tylko do zakonnego życia, które wybrał, ale przede wszystkim do bycia obrazem Bożej miłości w świecie. Miłości, która trafia do najbardziej zatwardziałych serc – zupełnie jak wtedy, gdy Eufrazjusz nawrócił grupę 50 bandytów, którzy potem wspólnie przychodzili słuchać jego kazań, wzbudzając poruszenie we włoskich miasteczkach. Ale dzisiejszy patron był też obrazem Bożej miłości, która dotyka ludzi najbardziej zniewolonych – udał się przecież do tureckiego już wtedy Konstantynopola, by tam służyć czterem tysiącom chrześcijańskich galerników. I nie tylko służył im sakramentami, ale wielokrotnie prosił, by pozwolono mu zastąpić tych najbardziej słabych. Mało tego, nie wahał się nawet udać do samego sułtana, za co w formie kary spędził trzy dni wisząc na wbitych w ciało hakach. Jakimś cudem, zamiast umrzeć, został tylko wydalony z terenów Imperium Osmańskiego. Być może stało się tak po to, by w rodzinnych stronach Eufrazjusz stał się obrazem Bożej miłości, która radykalnie troszczy się o ludzkie potrzeby. Zakładał więc szpitale, organizował schroniska dla bezdomnych, powoływał banki żywności. Widząc rzesze ubogich pielgrzymów zmierzających do włoskich sanktuariów dzielił się z nimi jedzeniem, prał ich ubrania, obcinał zapuszczone w drodze włosy. Był też Eufrazjusz dla swoich współczesnych, znakiem jeszcze jednego aspektu Bożej miłości – tego, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Stąd wzięły się u niego opisywane dary : kontemplacji, poznania ludzkich sumień, przepowiadania przyszłości i czynienia cudów. Ten niezwykły zakonnik opuścił jednak ziemię niezwykle zwyczajnie - 4 lutego 1612 roku z powodu raka. Czy wiecie państwo jakie imię przybrał jako kapucyn? Bo Eufrazjusz nadali mu rodzice. To imię to Józef. Wspominamy dzisiaj św. Józefa z Leonissy, który niczym św. Weronika, stał się „prawdziwym obrazem” miłości Boga do człowieka.