Wizyta duszpasterska u podchorążych to nie tylko poświęcenie izb żołnierskich, modlitwa i rozmowa. Czasem trzeba… zrobić parę pompek albo sprawdzić swoje siły w podciąganiu na drążku.
W Akademii Wojsk Lądowych studenci z radością i chętnie przyjmują kapelana po kolędzie. W tym roku ks. kpt. Maksymilian Jezierski odwiedził ponad 800 żołnierzy. Był także u kadry dowódczej w kancelariach. Modlił się, poświęcił pomieszczenia i pił dobrą kawę, rozmawiając o tym, jak najlepiej wychować przyszłe pokolenie oficerów.
A to pokolenie rokuje doskonale. Podchorążym naprawdę zależało na kolędzie. Kiedy nie mogli być w pokojach w wyznaczonym dniu, prosili o następny termin i zawsze udawało się zgrać spotkanie.
- Zaskoczyło mnie, że nawet ludzie obojętni religijnie zostawali na kolędzie na tzw. „kapelańską bajerę”, czyli żeby porozmawiać - mówi ks. kpt. Jezierski.
Pamięta kilka wesołych momentów, kiedy podczas kolędy do pokoju wchodził ktoś spoza mieszkańców i nie zauważał kapelana, a po chwili przeżywał szok.
- Mina takiego człowieka była bezcenna. Jeśli chodzi o wystrój, to żołnierze przygotowywali na miarę swoich możliwości zestawy kolędowe, obrusy lub czyste, wyprasowane, białe prześcieradła. Przynosili też wodę święconą z kościoła - specjalnie na kolędę. Nie zabrakło choinek, światełek, opisanych drzwi i rozpalonego kadzidła, nawiązującego do 6 stycznia - opowiada kapelan AWL.
Zobacz zdjęcia z kolędy TUTAJ.
W jednym z pokojów studenci nie mieli naczynia na wodę święconą, więc… wlali ją do pucharu, który otrzymali za zwycięstwo w zawodach sportowych.
- Muszę przyznać, że w tym roku bardziej postawili na ugoszczenie (nakarmienie) kapelana. Były naleśniki ze szpinakiem i kurczakiem, pyszne kanapki, tosty oraz na słodko - ręcznie robione babeczki, muffinki oraz ciasta - wymienia kapłan.
Przyszli oficerowie cenią sobie rozmowę z kapelanem. Najczęściej opowiadali o swoich nastrojach. O tym, jak żyją, co czują i co myślą. Niektórzy pytali o powołanie księdza kapitana. Chcieli także wiedzieć, jak dobrze przygotować się do sakramentu małżeństwa.
- Pewnego dnia wszedłem do studentów pierwszego roku. Po modlitwie oraz poświęceniu pomieszczenia usłyszałem: „To co, kapelanie? Może seryjka?”. Nie pozostało mi nic innego, jak pokazać, że się nie boję i mam tę moc - śmieje się ks. Maksymilian.
W innej izbie żołnierskiej, ostatniego dnia kolędowania na AWL, ksiądz kapitan usłyszał: „Zapraszamy do pompek”. Od razu zapytał, ile. Podchorążowie, niby z litości, zaproponowali jedynie 12. Na co kapelan odparł: - Albo robimy na raz minimum 30, albo wcale.
- I seryjka poszła. Widzieli, że jestem nie tylko zdrowy na duchu jako kapłan, ale zdrowy na ciele jako oficer. W tym względzie też nie mogę ich zawieść - mówi ks. Maksymilian.
Na kolędzie można się nauczyć czegoś nowego. Tym razem był to trening z kettlebellem, czyli rodzajem odważnika, który wyglądem przypomina kulę armatnią z uchwytem.
- Jak go zobaczyłem, poprosiłem, żeby mnie nauczyli, jak się z tym prawidłowo ćwiczy - mówi ks. Jezierski.
Zdarzało mu się, że koledzy albo koleżanki prosili o obrazek dla nieobecnego podchorążego, który nie mógł uczestniczyć w kolędzie, ale prosił, by o nim pamiętać w modlitwie.
- To są gesty, które budują moją nadzieję i wiarę, że rośnie nam mądre i wierne prawdziwym wartościom przyszłe pokolenie oficerów - puentuje ks. kpt. Jezierski.